Kurs USD/JPY spadł od niedzielnych wyborów w Japonii o ok. 1,5 proc., a kwestia niestabilności politycznej w kraju ugięła się przed powrotem jastrzębiej komunikacji Banku Japonii.
Od początku lipca presja sprzedaży jena miała charakter uniwersalny. Urzędujący premier szedł do wyborów z obawami o utratę większości, politycy niezależnie od opcji obiecywali większe wydatki celem załagodzenia ciężaru rekordowych cen żywności (ryż podrożał w ciągu roku ponad dwukrotnie), a widmo 25-proc. ceł na eksport do USA groziło recesją. W skrócie: książkowy przepis na stagflację.
Lipiec dobiega końca, część ryzyk się zmaterializowała, a jen mimo to wraca do formy. Nastawienie do Japonii poprawia przede wszystkim finalny kształt ogłoszonej w tym tygodniu umowy handlowej z USA. Japończycy zbili cła do 15 proc. (nawet dla samochodów) w zamian za obietnicę dodatkowych inwestycji w USA na kwotę 550 mld USD. Nie można jednak zapominać, że „korzystne cła” wciąż wiążą się z ryzykiem spowolnienia gospodarczego, zwłaszcza w połączeniu z niestabilnością rządu mniejszościowego, który stał się rzeczywistością.
Siły jena należy zatem szukać w reakcji Banku Japonii. Pomimo wątłego wzrostu, członkowie BoJ powrócili z jastrzębimi komentarzami zaraz po ogłoszeniu umowy handlowej z USA, wynosząc rentowności japońskich 10-latek do rekordowych 1,61 proc. Może to zatem oznaczać powrót podwyżek stóp nawet we wrześniu, chociaż rynek wciąż postrzega październik jako bardziej prawdopodobny.