– W innych krajach regionu nasze fundusze rynków wschodzących również nie inwestują – dodaje.

Przyczyną ostrożnego podejścia do Polski, są obawy o rozwój sytuacji w strefie euro. – Wahania kursu złotego oraz zależność polskiej gospodarki m.in. od eksportu do Niemiec i innych krajów strefy euro, sprawiają, że unikamy obecnie inwestycji nad Wisłą, wybierając bardziej egzotyczne rynki, takie jak Chiny czy Malezja – tłumaczy Bakkum.

Mimo to prognozy ING dla Polski na nadchodzący rok są stosunkowo dobre. Przyjmując scenariusz lekkiej recesji w UE, polski PKB powinien wzrosnąć 2,5-3 proc.. Będziemy mieli do czynienia z większym spowolnieniem niż w 2008, dlatego, że rząd jest obecnie skupiony na redukcji zadłużenia, co w krótkim terminie, może wypłynąć spowalniająco na gospodarkę.

– Również z tego powodu można oczekiwać kolejnych interwencji na rynku walutowym, w przypadku dalszej deprecjacji złotego, która mogłaby doprowadzić do przekroczenia 55 proc. relacji długu do PKB – wyjaśnia Bakkum.

Ponadto zarządzający ING uważa, że większość ewentualnych złych informacji została już zdyskontowana przez polski rynek akcji. – Wskaźnik przyszłej ceny do zysku na poziomie 8,5 jest na poziomie 16-to letniego minimum. To dobry prognostyk, jednak nie można wykluczyć dalszej przeceny, w przypadku negatywnego rozwoju sytuacji w Europie, w tym np. rozpadu strefy euro. Obecnie ok. 50 proc. pieniędzy napływających na polski rynek akcji pochodzi z zagranicy. To dlatego Polska jest tak podatna na globalne nastroje inwestycje – uważa Bakkum.