Brokerzy muszą się schylić po mniejsze projekty

Rozmowa z Jackiem Sochą, prezesem PwC Securities, byłym ministrem skarbu

Aktualizacja: 17.02.2017 22:41 Publikacja: 21.04.2012 12:00

Jacek Socha, prezes PwC Securities, były minister skarbu, fot. Andrzej Cynka

Jacek Socha, prezes PwC Securities, były minister skarbu, fot. Andrzej Cynka

Foto: Archiwum

Co skłoniło wieloletniego nadzorcę rynku do spróbowania sił „po drugiej stronie" barykady, w roli szefa domu maklerskiego?

Od kilku lat jestem partnerem PwC i pomagam firmie w segmencie rynku kapitałowego. Było dla mnie pewnym paradoksem, że przez długi czas pracujemy z konkretnymi podmiotami, przygotowując je od różnych stron do transakcji, po czym – gdy dochodzi do jakiejkolwiek operacji, która wymaga zaangażowania podmiotu posiadającego zezwolenie maklerskie, potrzebujemy uczestnictwa innego podmiotu.

Bynajmniej nie chodzi tu tylko o wprowadzanie spółek na parkiet, ale rozmaite emisje połączeniowe, działalność dotyczącą doradztwa w dziedzinie fuzji i przejęć czy optymalizacji struktury kapitałowej. Okazywało się niejednokrotnie, że musimy na chwilę ustępować pola uprawnionym domom maklerskim. Z perspektywy naszych klientów było to po prostu nieefektywne, a z punktu widzenia długofalowej relacji – nie miało sensu.

Mając zezwolenie jesteśmy w stanie zaoferować jako jedyny podmiot na rynku pełen wachlarz usług w zakresie obsługi transakcji na rynku publicznym – doradztwo finansowe, strategiczne i operacyjne, prawne, podatkowe oraz obsługę maklerską. Sprawdzenie się w relacjach biznesowych na rynku, który zna się od podszewki, jest dla mnie ciekawym wyzwaniem.

Rusza pan z ofertą na bardzo konkurencyjnym rynku. Czwarty kwartał pokazał, że biura maklerskie mają problem z zyskownością. Czy jest miejsce dla tak wielu podmiotów?

Dostrzegam problem dochodowości branży. Oczywiście, maklerzy są przyzwyczajeni do prezentowania sporego optymizmu – inaczej bowiem trudno byłoby im pozyskać klientów i projekty.

Ale nie możemy zapominać o końcówce lat 90. Wtedy w Komisji Papierów Wartościowych i Giełd borykaliśmy się z problemami finansowymi wielu domów maklerskich, mimo że lata 1997–1998 na rynku były dobre, była spora podaż spółek

– podobnie zresztą, jak w roku 2010. To pokazuje, że kondycja branży podlega wahaniom cyklicznym i choć większość biur wciąż zarabia, nie powinniśmy ignorować pojawiających się zagrożeń. W drugiej połowie ub.r. prawie nikt nie zarobił na ofertach publicznych akcji, a przecież te projekty często są dla biur bardzo dochodowe.

Czekają nas plajty biur?

Nie chciałbym wróżyć jakiejś kompletnej zapaści branży. Ale wiele podmiotów musi się zastanowić nad swoimi przewagami konkurencyjnymi i możliwością dalszego generowania zysków – szczególnie że konkurencja zagraniczna jest coraz silniejsza.

W ramach PwC mamy łatwiej – jesteśmy tylko częścią większej organizacji, co ogranicza ryzyko biznesowe dzięki dywersyfikacji usług. Fakt, że PwC postawiło na własny dom maklerski, pokazuje, że widzimy w tym segmencie przyszłość.

Na czym inne biura mogą w przyszłości zarabiać?

Wciąż w wielu elementach krajowe instytucje są tańsze niż konkurencja z zagranicy. Dużym ograniczeniem dla mniejszych zagranicznych spółek myślących o debiucie giełdowym są koszty przygotowania prospektu emisyjnego. U nas wiele biur jest w stanie to zrobić za dużo mniejsze kwoty. Atutem jest także dobra znajomość polskiego rynku.

Z perspektywy lat nieporozumieniem dla mnie jest stawianie przez większość biur przede wszystkim na obsługę debiutów. Usługi maklerskie to przecież także doradztwo przy innych transakcjach, ale również pomoc przy budowie sensownej grupy kapitałowej. Myślę, że nadchodzi czas, w którym krajowe podmioty będą musiały „schylić się" po te mniej spektakularne projekty. Przykłady przechodzenia z NewConnect na główny rynek pokazują jednak, że w miarę współpracy z małą firmą można liczyć na kolejne większe zlecenia w przyszłości.

Coraz trudniej, przy obecnym poziomie opłat, zaawansowaniu technologii i konkurencji – także z zagranicy - będzie zarabiać na pośrednictwie w obrocie akcjami , czyli klasycznej brokerce.

Wspomniał pan o opłatach giełdowych. To one są zarzewiem konfliktu biur maklerskich z zarządem giełdy. Kto ma rację w tym sporze?

W mojej opinii publiczna kłótnia między GPW a Izbą Domów Maklerskich jest czymś niezrozumiałym. Niedobrze, jak dorośli ludzie rozmawiają o pieniądzach za pośrednictwem mediów. Poza tym nie prezentuje się publicznie stanowisk, które nie dają możliwości dalszej negocjacji.

Jestem prezesem domu maklerskiego od niedawna, dodatkowo nie chcemy się specjalizować w brokerce, trudno mi więc komentować spór. Zadeklarowałem jednakże, że mogę wystąpić w roli mediatora, jeżeli biura maklerskie czują się w relacjach z giełdą tylko jako petenci. Natomiast wiem, że rozmowę z brokerami podjęła już Rada Giełdy oraz Ministerstwo Skarbu Państwa.

W każdym razie pojawiające się tezy dotyczące kwestii osobowych niepotrzebnie tylko komplikują sytuację i powodują, że spór wchodzi na pozamerytoryczne obszary.

Czy obecna pozycja brokerów w Radzie Giełdy jest właściwa? I czy rzeczywiście GPW po prywatyzacji jest nastawiona głównie na zysk, co szkodzi firmom inwestycyjnym?

Prywatyzacja GPW nie jest dokończona. Obecność Skarbu Państwa w spółce sprawia, że dylematy, czy to wciąż spółka „infrastrukturalna", czy już zwykła spółka handlowa nastawiona na zysk pozostają aktualne. Pochodną tych dylematów jest skład Rady, jak i dyskusje o poziomie dywidendy.

Radę Giełdy należy traktować inaczej niż typowe rady nadzorcze spółek prawa handlowego – nie zapominajmy, że to organ nie tylko nadzorczy, ale także regulacyjny.

Będąc ministrem skarbu i rozpoczynając prywatyzację GPW w 2004 r. zakładałem pozyskanie inwestora strategicznego. Moim zdaniem – wciąż się tego trzymam – warszawski parkiet potrzebuje skokowego, a nie organicznego rozwoju. Państwo spełniło już swoją rolę, wyposażając spółkę w kapitał w początkowej fazie rozwoju, a potem wspierając ją poprzez prywatyzacje giełdowe.

Uważam, że jest czas, aby GPW uwzględniła w swojej strategii przejmowanie innych parkietów. Ma to sens szczególnie obecnie, kiedy Warszawa ma wiele do zaoferowania. Pytanie, czy jest to możliwe ze Skarbem Państwa jako jednym z udziałowców.

Ministerstwo Sprawiedliwości chce odejść od licencjonowania maklerów i doradców inwestycyjnych. Przychylił się do tego resort finansów. Co pan na to?

To nie jest dobry pomysł. Zawsze możemy zapytać, czy chcemy, aby naszym funduszem emerytalnym zarządzał człowiek bez państwowych uprawnień. Egzaminy wymyślone jeszcze u zarania polskiego rynku kapitałowego jako takie są dobre. Treść pytań zawsze przecież można zmienić.

Tymczasem rezygnując w ogóle z licencjonowania, rezygnujemy także z możliwości ukarania osób popełniających różne nieprawidłowości czy przekręty giełdowe. Do tej pory odebranie licencji przez KNF działało jako skuteczny straszak. Trudno ocenić, co mogłoby nim być w przyszłości, gdy egzaminów już nie będzie.

Prokuratura i wyroki sądu...

W sprawach dotyczących rynku kapitałowego? Niestety, na orzeczenia wciąż trzeba czekać zbyt długo...

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego