Szwedzki pożyczkodawca Swedbank bardziej niż jego krajowi konkurenci oberwał podczas kryzysu finansowego wywołanego przez bankructwo banku inwestycyjnego Lehman Brothers, poniósł największe straty spośród skandynawskich graczy i musiał skorzystać z gwarancji państwa. Obecnie, dzięki staraniom prezesa Michaela Wolfa, który objął stery trzy lata temu, stanął na nogi i jest jednym z najmocniejszych banków w Europie.
49-letniemu menedżerowi, który wcześniej pracował w firmie windykacyjnej Intrum Justitia, udało się pozyskać kapitał, ograniczyć ryzyko i odzyskać zaufanie inwestorów. Obecnie Swedbank znajduje się w lepszej kondycji niż większość konkurentów i lepiej jest przygotowany do surowszych wymogów kapitałowych narzuconych przez bazylejski nadzór. Z przeprowadzonych testów wynika, że sztokholmska instytucja jest jedyną w Szwecji, która każdego roku do 2015 r. będzie miała zysk.
Ode czasu, kiedy Wolf został prezesem akcje Swedbanku podrożały ponad sześciokrotnie. - Można powiedzieć, że rozpoczęliśmy podróż budując kapitał, wydłużając terminy wykupu papierów i wzmacniając bufory płynnościowe na długo przed wprowadzeniem zmian w regulacjach – przypomina szef Swedbanku podkreślając, że wcześniej zdecydował się ponieść koszty budowy banku zdolnego do sprostania testom odporności na szoki.
W ciągu pół roku od krachu Lehman Brothers Holdings notowania Swedbanku, mocno zaangażowanego na rynku nieruchomości w krajach bałtyckich, poleciały w dół o 80 proc. W październiku 2009 roku udziałowcy i inni inwestorzy dokapitalizowali go kwotą w wysokości 15,1 miliarda koron (2,3 mld dolarów),a dziesięć miesięcy wcześniej w Swedbank wpompowano 12,4 mld koron.
W pierwszym roku za kadencji Wolfa strata wyniosła 10,5 miliarda koron, głównie na skutek nie spłacanych kredytów w krajach bałtyckich, gdzie Swedbank był największym kredytodawcą. Teraz ma lepsze perspektywy niż jego główni konkurenci – Svenska Handelsbanken, Nordea Bank, czy SEB do 2015 roku ,jak wykazały testy, mogą ponieść przynajmniej jeden raz stratę roczną.