Dysproporcja robi wrażenie, zwłaszcza jeśli porównać kwoty całkowite. Ghelamco na promocję swojej emisji wydało 1,15 mln zł. Do tej pory bardziej hojna była tylko jedna spółka. Orlen na kampanię reklamową publicznych emisji obligacji przeznaczył 2,8 mln zł. Skąd biorą się tak znaczące różnice w nakładach marketingowych?
Marketing szeptany
Najmniej na promocję publicznej emisji obligacji przeprowadzanej na podstawie prospektu emisyjnego wydało Echo. A mimo tego to właśnie emisje kieleckiego dewelopera plasowane były najszybciej (niektóre emisje zamykano nazajutrz po rozpoczęciu przyjmowania zapisów). Echo ostrożnie promowało tylko emisję serii A i niejako z rozpędu serię B, która miała miejsce tuż po pierwszej emisji. Widząc efekty dwóch pierwszych emisji, przy dwóch kolejnych marketingu zaniechano.
Jaka była recepta Echa? To bardziej złożone niż lakoniczne „atrakcyjne warunki emisji". Po pierwsze Echo jest firmą znaną na rynku kapitałowym od kilkunastu lat, informacje o publicznej emisji rozniosły się więc po mediach finansowych już na podstawie raportów bieżących. Po drugie – istotne znaczenie miał dotychczasowy track record emisji obligacji. Echo wcześniej plasowało emisje prywatne wśród instytucji finansowych. W portfelach ma je największa liczba OFE (11) i TFI. Udostępnienie papierów inwestorom detalicznym było więc dla wielu z nich okazją do rozbudowania portfela. Po trzecie, i kto wie, czy nie najważniejsze – oferujący. Renoma oferującego i jego baza kontaktów indywidualnych, lecz czułych na ryzyko, inwestorów okazały się cenniejsze niż marketingowe nakłady. Co przy tym istotne, PKO BP okazał się tanim oferującym. 2,5 mln zł za uplasowanie obligacji za 200 mln zł (wraz z kosztami prospektu) to cena atrakcyjna.
Frontalna kampania
2,5 mln zł wydało Ghelamco (plus 1,8 mln zł za prospekt, którego koszt może być jednak rozłożony na ewentualne kolejne emisje) na uplasowanie i marketing swojej pierwszej emisji publicznej o wartości 50 mln zł. Angażując pieniądze te same co Echo, Ghelamco zebrało z rynku o 75 proc. mniej środków i to przy konieczności wydłużenia zapisów o prawie dwa tygodnie.
Ale też sytuacja Ghelamco jest inna niż Echa czy pozostałych emitentów, którzy zdecydowali się na publiczną emisję obligacji. Papiery Ghelamco trafiły do portfeli funduszy, grupa jest też chętnie kredytowana przez banki, a jej obligacje trafiały wprawdzie w prywatnych emisjach do detalicznych inwestorów, są też przedmiotem obrotu na detalicznej części Catalyst, ale poza relatywnie wąskim gronem inwestorów, Ghelamco jest podmiotem znacznie mniej rozpoznawalnym. I to nawet mimo tego, że lista architektonicznych i biznesowych osiągnięć jest może nawet dłuższa niż Echa. Biurowce Ghelamco były i są nagradzane zarówno w Polsce, jak i na arenie międzynarodowej, a sama grupa Ghelamco ma międzynarodową proweniencję. Ale ponieważ biznes grupy ma mało wspólnego ze statystycznym Kowalskim (brak projektów mieszkaniowych), grupa nie mogła liczyć na szeroką rozpoznawalność.