W pierwszym odruchu chciałoby się zacytować klasyków komentarzy giełdowych, że w portfelu funduszy inwestycyjnych „Parkietu" wieje nudą. No bo jak inaczej odnieść się do całkowitego braku zmian w majowej inwestycji, w porównaniu z kwietniową (szczegóły w ramce na sąsiedniej stronie)? Po chwili zastanowienia (okupionego nadludzkim wysiłkiem – cytując z kolei klasyków dziennikarstwa ekonomicznego) z tej stabilności można wyciągnąć całkiem konstruktywne wnioski.
Nie warto sprzedawać w maju
Brak różnic pomiędzy składem naszego portfela na maj i kwiecień jest pochodną absolutnej jednomyślności ekspertów typujących fundusze do inwestycji „Parkietu". Zgadzają się oni, że obecna korekta na rozwiniętych rynkach akcji, w tym na szczególnie dla nas istotnej giełdzie we Frankfurcie, ma charakter przejściowy, nie przekształci się w prawdziwą bessę i już wkrótce powinna ustąpić miejsca dalszym zwyżkom. A skoro portfel dobrze pracował podczas hossy, nie ma sensu go przerabiać.
Przechodząc od ogółu (portfela „Parkietu") do szczegółu (poszczególnych portfeli składowych), widać jednak większe porządki. Jarosław Antonik z KBC TFI stawia na warszawskie duże spółki, Marcin Bednarek z BPH TFI wybiera surowce, Paweł Kilmkowski z Opery TFI postanowił przeczekać niepewny maj w funduszu aktywnej alokacji, a Radosław Piotrowski z Union Investment TFI zdecydował się ograniczyć ekspozycję na rynki zagraniczne, zarówno rozwinięte, jak i rozwijające się, jednocześnie zwiększając udział akcji polskiego szerokiego rynku w portfelu.
Korekta na rynku długu oczywiście nie uszła uwadze ekspertów, jednak nie wywołała żadnych praktycznych konsekwencji w portfelach – mało kto w ogóle stawiał na obligacje skarbowe. Już od marca przedstawiciele TFI zdecydowanie optują za obligacjami korporacyjnymi.
Podsumowując: choć w maju rzeczywiście może być nerwowo, nie warto postępować według maksymy „sell in may and go away" (sprzedaj w maju). Większość zarządzających nawet nie zadała sobie trudu zajęcia bardziej defensywnych pozycji.