słabienie chińskiej gospodarki, turbulencje po podwyżce stóp w USA czy problemy sektora wydobywczego związane z tanią ropą nie mogły być zaskakujące. Niespodzianką okazała się najwyżej skala przeceny rynkowej, którą wywołały. Największym błędem, który popełnili analitycy w grudniu, była wiara w banki – sektor, który w zależności od rynku tracił od 20 proc. (USA) do nawet 60 proc. (Grecja), sprawiając m.in., że mocno zachwalane akcje europejskie są jednymi ze słabszych w tym roku.

Akcje banków od lat przynoszą niższe stopy zwrotu niż szeroki rynek. Teraz miał nastąpić przełom – ze swojej flagowej rekomendacji, by je przeważać, musiał po niecałych dwóch miesiącach wycofać się Goldman Sachs, który sam ogłosił słabsze od oczekiwań wyniki za IV kw. 2015 r., podobnie jak tacy giganci, jak: Credit Suisse, Societe Generale czy Deutsche Bank. W akcje uderzyła także zmiana perspektyw polityki monetarnej na świecie – nie chodzi tylko o wciąż malejące prawdopodobieństwo szybkich podwyżek stóp w USA, ale także niewyceniane wcześniej ryzyko wyraźnego ich obniżenia w Europie i Japonii. Historia uczy, że styczniowa decyzja BoJ, by obniżyć stopę depozytową do ujemnego poziomu, nie będzie ostatnim cięciem. Pojawiają się także spekulacje, że do końca czerwca analogiczna stopa EBC znajdzie się na poziomie zbliżonym do szwedzkiej czy szwajcarskiej (-0,50/-0,75 proc.).

O ile globalne ryzyka dla tego sektora należy traktować poważnie, o tyle wydaje się, że te specyficzne dla Europy zostały mocno przewartościowane. Chodzi przede wszystkim o panikę na rynku CDS rozpoczętą od plotki, że Deutsche Bank nie będzie w stanie wypłacić tegorocznych kuponów od papierów dłużnych typu CoCo (w całości mają wynieść 350 mln EUR, więc relatywnie niewiele), co mogłoby w najgorszym wypadku oznaczać defekt konstrukcji tego instrumentu (bank chciałby, ale nie może), ale na pewno nie zwiększyłoby w poważny sposób ryzyka niewypłacalności tej instytucji (jest to papier dłużny stworzony specjalnie po to, by je zmniejszać). Zaskakuje także nagłe zwrócenie uwagi na poziom NPL (kredytów zagrożonych) we Włoszech, który wreszcie ma szansę się zmniejszać dzięki długo oczekiwanemu odbiciu wzrostu gospodarczego. O ile nie można podważać ryzyka niewypłacalności najstarszego na kontynencie banku Monte dei Paschi di Siena, ma on raczej znaczenie historyczne – obecnie należy go uznać za podmiot średniej wielkości. Natomiast dyżurni katastrofiści, którzy widzą w niemieckim gigancie przyszły Lehman Brothers (naturalnie po załamaniu cen akcji, a nie przed nim), będą zapewne rozczarowani. Na razie jest on jednym z liderów odbicia, które, miejmy nadzieję, przerodzi się w bardziej długotrwały ruch i ukoi skołatane nerwy inwestorów.