Ostatnia deregulacja zawodu maklera i doradcy inwestycyjnego co prawda nie zniosła całkowicie licencji, ale otworzyła nową drogę do zdobycia odpowiednich uprawnień, inną aniżeli poprzez zdanie egzaminu organizowanego przez KNF. O licencje mogą ubiegać się m.in. osoby posiadające tytuł CFA czy też absolwenci wybranych kierunków szkół wyższych. Wydaje się jednak, że ta druga opcja jeszcze przez jakiś czas będzie jedynie martwym zapisem.
Problemy z kierunkiem
Komisja Nadzoru Finansowego podała właśnie kryteria, jakie muszą spełniać uczelnie, które chcą kształcić przyszłych maklerów i doradców. Osoby, które chcą wybrać tę drogę do uzyskania licencji, powinny skończyć studia magisterskie ze specjalizacją, która obejmuje takie zagadnienia jak: finanse, ekonomia, nauki o zarządzaniu, prawo oraz matematyka i informatyka.
Problem jednak w tym, że na tę chwilę „żaden kierunek studiów nie kwalifikuje się do tego, aby na jego podstawie przyznawać licencję maklera lub doradcy" – usłyszeliśmy w Komisji Nadzoru Finansowego. W praktyce oznacza to, że uczelnie, które będą chciały w przyszłości wypuszczać na rynek pracy maklerów i doradców, będą musiały stworzyć nowy kierunek dostosowany do wymagań KNF albo zmodyfikować te już istniejące, tak aby programowo odpowiadały one wytycznym nadzorcy. Dopiero po tym będzie możliwość podpisania umowy z KNF o współpracy przy prowadzeniu i organizacji studiów i kształcenie maklerów i doradców. Dobra informacja jest natomiast taka, że pojawiły się już pierwsze uczelnie, które byłyby tym zainteresowane.
– Dwa ośrodki pytały o zasady. Nie mogę jednak zdradzić, o jakie uczelnie chodzi. Obowiązuje nas dyskrecja – mówi Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF.
Wygląda więc na to, że na osoby, które uzyskały licencję maklera lub doradcy inwestycyjnego drogą uczelnianą, rynek będzie musiał poczekać jeszcze kilka lat.