Projekt zespołu SprawdzaMy przerósł oczekiwania, bo umawialiście się na przekazanie rządowi 300 projektów, z czego rząd miał wziąć około 100. A tymczasem skala jest większa.
Liczymy, że około 350 projektów zostanie skierowanych do rządu. A ponieważ trafiło do nas kilkanaście tysięcy propozycji deregulacji, to trudno wyhamować, skończyć i odrzucić te pomysły, które są ciekawe i dobre. Ale nie zdążymy ich przedstawić. Dlatego w połowie czerwca pokażemy dodatkowo około 150 pomysłów. Łącznie do rządu trafi więc około 500 postulatów i Rafał Brzoska będzie rozmawiał z premierem, jak ewentualnie wrócić do tego projektu jesienią.
Jakie pomysły na deregulację rynku kapitałowego przedstawiliście i skąd się wzięły?
Zaproponowałem w lutym ekspertom rynku kapitałowego, żeby przedstawili pomysły, co by chcieli zmienić, bo naprawdę nie działa. Dostałem propozycje spisane na jednej czy dwóch kartkach. Każda z nich była oczywiście dobra, ale gdyby zostały przesłane w tym trybie do Ministerstwa Finansów, do Komisji Nadzoru Finansowego, to moim zdaniem przeczytano by je i obiecano, że kiedyś zostaną wdrożone. My natomiast mamy cały schemat, jak wygląda formatka opracowanego projektu deregulacji. Musi dokładnie opisywać problem i jego skutki, wskazujemy, co trzeba zmienić, jakie będą koszty, problemy we wdrażaniu. Taki opis problemu dostaje minister Berek, rozsyła formatki do poszczególnych ministerstw, wracamy do nich po dwóch tygodniach i zaczynamy je wspólnie omawiać.
Jakie pomysły były spisane na tej kartce od osób z rynku kapitałowego?
Przygotowaliśmy 40 formatek zmian na rynku kapitałowym. Nie zawsze deregulacja znaczy, że coś wykreślamy. Mamy też propozycję, żeby wprowadzić przegląd każdej ustawy po trzech latach od jej wdrożenia, co pozwoli na wykreślanie tego, co jest niewłaściwe i nie działa. Na rynku kapitałowym jest ponad 50 rozwiązań tak zwanego goldplatingu, czyli zabrudzenia, a nie pozłocenia przepisów polskich, które są implementacją unijnych dyrektyw. Te dodatki ograniczają konkurencyjność polskiego rynku, ponieważ żaden rynek kapitałowy nie lubi być przesadnie regulowany. Przeregulowany rynek oznacza arbitraż między poszczególnymi rynkami.
Ograniczają też konkurencyjność wobec rynków Unii Europejskiej?
Tak, oczywiście, w ten sposób polskie prawo ogranicza konkurencyjność polskiego rynku wobec tych, które takich nadmiarowych rozwiązań nie wprowadziły. Na przykład komisja nadzorująca rynek kapitałowy w danym kraju zatwierdza jednego członka zarządu, a może dwóch. A w Polsce – wszystkich. Takich problemów dostrzegliśmy ponad 50. W trakcie naszych spotkań z ministrem Berkiem dyskutowaliśmy, co zrobić, żeby usunąć goldplating. A jeżeli jest odejście od oryginału, to jest ono wyraźnie zaznaczone, że wynika z jakiejś specyficznej formuły działania tego przepisu w Polsce. Prezes Rządowego Centrum Legislacji zapowiedziała, że w ocenie skutków regulacji danej ustawy, obok wskazania kosztów społecznych, finansowych, trzeba będzie też dokładnie mówić, jak wyglądają te regulacje w stosunku do dyrektyw unijnych i czy przypadkiem nie ma tam przemyconego jakiegoś dodatkowego przepisu. To jest minimum, w innych krajach są powołane zespoły, które dokładnie sprawdzają, żeby nie było przemycanych dodatkowych regulacji w stosunku do rozwiązań unijnych.
Które z tych 40 propozycji dla rynku kapitałowego są pana zdaniem najistotniejsze z pana doświadczeniem szefa nadzoru i ministra skarbu?
Zaproponowaliśmy zmianę opodatkowania rynku kapitałowego i zmianę podatku Belki. Proponujemy, aby podatek Belki był taki sam, jaki obowiązuje na rynku nieruchomości, gdzie po pięciu latach od rozpoczęcia inwestycji podatek przestaje obowiązywać. Uważamy, że większość osób, które ma oszczędności w Polsce, kupuje nieruchomości i słusznie, bo po pięciu latach inwestycja jest nieopodatkowana. Ale pytamy, dlaczego w takim razie rynek kapitałowy ma być mniej korzystnie opodatkowany. Jeszcze nie rozmawialiśmy z ministrem finansów, czy przyjmie tę propozycję, która jest moim zdaniem dobra, prosta i uczciwa.