Zaangażowanie tzw. nierezydentów w te papiery przekroczyło 200 mld zł po raz pierwszy od styczniowej obniżki oceny wiarygodności kredytowej Polski przez agencję ratingową Standard & Poor's.
Decyzja S&P, która obniżyła rating Polski z A- do BBB+ (z siódmego na ósmy stopień) była przejawem obaw analityków tej agencji, że rząd PiS nie będzie starał się utrzymywać deficytu sektora finansów publicznych w ryzach, a także, że podważy niezależność banku centralnego. Te obawy najwyraźniej podzielali też inwestorzy zagraniczni, bo portfel ich obligacji skarbowych Polski zaczął się kurczyć w październiku ub.r., gdy PiS zwyciężyło w wyborach parlamentarnych.
We wrześniu ub.r. w rękach nierezydentów – funduszy inwestycyjnych i emerytalnych, ale także banków centralnych – były złotowe obligacje skarbowe o wartości 208,2 mld zł. Do końca lutego br. ta kwota stopniała o ponad 21 mld zł. Od tego czasu znów rośnie, ale proporcjonalnie do zadłużenia rządu. W portfelach zagranicznych inwestorów jest około 35,5 proc. wszystkich polskich złotowych obligacji skarbowych.
Pomimo sporego popytu na polskie obligacje skarbowe, rentowności (poruszają się w kierunku odwrotnym do ceny) papierów złotowych od sierpnia rosną. Rentowność 10-latek oscyluje obecnie powyżej 3,1 proc., w porównaniu do 2,7 proc. pod koniec wakacji. Inwestorzy są skłonni płacić nieco więcej za analogiczne papiery Węgier i Rumunii. Rentowność obligacji 10-letnich tych krajów wynosi odpowiednio 3,08 i 3,03 proc., choć ich oceny wiarygodności kredytowej są niższe, niż Polski.
Oprócz obligacji złotowych, inwestorzy zagraniczni chętnie kupowali w ostatnich miesiącach polski dług denominowany w walutach obcych. Tylko w październiku MF sprzedało obligacje w euro za 1,5 mld euro (około 6,5 mld zł), z kolei w sierpniu po raz pierwszy w historii zaoferowało papiery dłużne w juanach. Tamta transakcja przyniosła około 1,7 mld zł.