Miniony tydzień przyniósł długo wyczekiwane zwyżki na GPW. Pięć dni to jeszcze za krótko, żeby mówić o hossie, niemniej 6,5 proc. zysku z WIG20 w tak krótkim terminie to rezultat, który rozpala wyobraźnię przysłowiowego taksówkarza, a o zwyżkach na GPW można się było dowiedzieć z głównych wydań serwisów informacyjnych (nawet z „Wiadomości" TVP).
Brak dużych spółek to broń obosieczna
Inwestorzy posiadający jednostki funduszy akcji szerokiego rynku, patrząc na wyniki swoich inwestycji od 5 do 9 grudnia, mogą więc przecierać oczy ze zdumienia. Tylko jeden fundusz osiągnął stopę zwrotu wyższą niż wskaźnik blue chips. To ING BSK Indeks WIG20, portfel, który – jak na ironię – ma być biernym odwzorowaniem notowań indeksu, a nie zarabiać więcej niż benchmark.
Średnia stopa zwrotu w grupie to zaledwie 1,9 proc. Nieźle w porównaniu z przeciętnym wynikiem funduszy „misiów" – tylko 0,5 proc. na plusie, słabo w porównaniu ze stopą zwrotu najbardziej reprezentatywnego indeksu warszawskiej giełdy.
Dlaczego fundusze rozczarowały? Statystyki mówią same za siebie. Z danych Analiz Online wynika, że średnio rzecz biorąc, 33 proc. portfeli akcji funduszy szerokiego rynku stanowią walory „misiów", a mniej więcej 15 proc. – akcje firm notowanych na zagranicznych parkietach. Struktura inwestycji, która przez ostatnie półtora roku pozwalała zarządzającym uniknąć głębokich spadków WIG20, teraz odwróciła się na ich niekorzyść.
Nieliczni eksperci, którzy zgodzili się odnieść do słabych wyników z ubiegłego tygodnia, zdają się jednak nimi nie przejmować. Po pierwsze, tydzień to bardzo krótki okres, po drugie, WIG20 i tak nie stanie się dla nich punktem odniesienia.