Gdy Mieszko I podarował przyszłemu imperatorowi Ottonowi III wielbłąda, wzbudził niemałą sensację wśród elit cesarstwa. To, że władca Polan mógł pozwolić sobie na taki niecodzienny dar, świadczyło o tym, że utrzymywał relacje handlowe z przeżywającymi okres prosperity ośrodkami kupieckimi Azji Środkowej. Świadczy o tym również jedno z odkryć archeologicznych na Ostrowie Lednickim: ściany pierwszej kaplicy w tym miejscu były pokryte lazurytem wydobytym najprawdopodobniej w kopalni Sar-i-Sang w Afganistanie. Ten kamień osiągał wówczas cenę podobną jak złoto i był nieznany w Europie Zachodniej. Za pośrednictwem krzyżowców trafił do Wenecji dopiero w XIII w. O bogactwie wczesnopiastowskiej Polski mówią również kroniki. „Złoto bowiem za jego czasów było tak pospolite u wszystkich jak [dziś] srebro, srebro zaś było tanie jak słoma" – pisał o czasach Bolesława Chrobrego Gall Anonim. W tym samym czasie Europa Zachodnia cierpiała na poważny niedobór złota, a funkcję waluty spełniały m.in. wiewiórcze skórki. Skąd się więc wzięło bogactwo ówczesnej Polski? Zapewne z tego, że leżała ona bliżej ówczesnych centrów cywilizacji niż Niemcy czy Francja. Bezpośrednio na wschód od naszych granic przez Ruś Kijowską przebiegała główna magistrala szlaku handlowego „od Waregów do Greków", łączącego Skandynawię z bajecznie bogatym Bizancjum i Bliskim Wschodem. Jedna z jego odnóg szła Wisłą i Dniestrem. Stykała się z odnogami starego Jedwabnego Szlaku łączącego Chiny i Azję Środkową z Konstantynopolem. Leżące na tych terenach takie metropolie, jak Buchara, Samarkanda czy Merv zaliczały się wówczas do największych i najbogatszych miast świata. Dzisiaj są biednymi, podupadłymi, pustynnymi miejscowościami. Szlak „od Waregów do Greków" upadł po najazdach tatarskich z XIII w., Bizanacjum było po kawałku pochłaniane przez Turków a Jedwabny Szlak podupadł po epidemii dżumy w XIV w. i najazdach Tamerlana z przełomu XIV i XV w. Ostatecznie zniszczyło go odkrycie morskiej drogi z Europy do Chin. I w ten sposób Polska stała się obrzeżem cywilizacji.
Gdy wybrzeże osiągnęło supremację
Spora część terenów położonych na dawnym Jedwabnym Szlaku stanowi pod względem geopolitycznym tzw. Heartland. To pojęcie stworzone na początku XX w. przez wybitnego brytyjskiego geografa Halforda Mackindera. Heartland stanowi centrum światowej wyspy, czyli Azji, Europy i Afryki. Rozciąga się od Wołgi do Jangcy i od Arktyki do Himalajów, obejmując sporą część Rosji, zachodnie Chiny, Azję Środkową oraz Iran. Teoretycznie ten, kto rządził w Heartlandzie, mógł panować nad wyspą światową a co za tym idzie nad światem. (Paradoksalnie Rosja rządząca sporą częścią Heartlandu od stuleci była zwykle zbyt słaba na skuteczne jego zagospodarowanie, więc ta reguła dotyczyła raczej siły zewnętrznej podbijającej Heartland lub sprzymierzającej się z Rosją). Teorię Mackindera zmodyfikował później amerykański strateg Nicholas Spykman, który stworzył pojęcie Rimlandu, czyli obszaru brzegowego przylegającego do Heartlandu. Rimland stanowiły m.in. Europa Zachodnia, Japonia i wschodnie Chiny. To teren blokujący mocarstwom z Heartlandu drogę do oceanów i jednocześnie obsługujący lwią część światowej wymiany handlowej. Kontrola nad Rimlandem miała być dla USA kluczem do zwycięstwa w II wojnie światowej i zimnej wojnie. Polska i Europa Środkowo-Wschodnia leżą w geopolitycznej „strefie zgniotu" będącej miejscem starć wielkich potęg, a jednocześnie poza bogatym, czerpiącym od stuleci korzyści z globalnego handlu Rimlandem.
Oczywiście nie zawsze byliśmy na taką pozycję skazani. Jeszcze przez większą część XIV i XV w. Polska, Czechy i Węgry były regionalnymi potęgami, przyciągającymi imigrantów zarobkowych z Zachodu. Później jednak coś się psuje. Turcy zajęli Konstantynopol i sporą część naszego regionu, w tym część Węgier, Czechy zostały wchłonięte przez austriackich Habsburgów. Unia polsko-litewska wciąż była wielką potęgą, ale swój rozwój opierała przede wszystkim na eksporcie surowców do Europy Zachodniej. Nasze zboże jest wykupywane na pniu przez kupców holenderskich i angielskich, posiadacze ziemscy bardzo się bogacą, powstają majątki porównywalne z fortunami współczesnych rosyjskich oligarchów, ale pod względem rozwoju gospodarczego zaczynamy odstawać od Zachodu budującego zalążki przemysłu. Czemu więc spadliśmy z grona ówczesnych rynków rozwiniętych do rynków wschodzących? Proces ten zbiegł się z wielkimi odkryciami geograficznymi. W ich wyniku do Europy Zachodniej trafiły ogromne ilości złota i srebra, co ma wpływ na wypieranie na zachód od Łaby pańszczyzny na rzecz oczynszowania chłopów. (U nas oczynszowanie przyjęło się jedynie w okolicach Gdańska, czyli tam gdzie jest największy dopływ złotej monety). Państwa Europy Zachodniej budują własne imperia kolonialne i rozwijają handel z Azją. Zabiedzone państwa Rimlandu, takie jak Anglia czy Holandia, wykorzystują swoje morskie położenie, by poprzez handel i przemocą sięgnąć po bogactwa reszty świata. Zaczyna się kształtować opisany przez Immanuela Wallersteina podział świata na metropolie i peryferia służące wielkim potęgom jako produkcyjne zaplecza, źródła surowców, rezerwuary taniej siły roboczej i rynki zbytu. Rzeczpospolita zaliczała się niestety do peryferii, co jest jedną z pochodnych jej ograniczonego dostępu do mórz. Trochę przypomina późniejszą Rosję: jest długo potęgą i atrakcyjnym miejscem do bogacenia się, ale wady jej ustroju, będące skutkiem m.in. gospodarczej peryferyjności, ciążą na jej przyszłości.
Wraz z narastaniem problemów I RP, zmienia się jej wewnętrzny układ komunikacyjny. W czasach piastowskich i jagiellońskich był on głównie południkowy od XVII w. wieku zaczyna przekształcać się w równoleżnikowy (osie wschód–zachód), bardziej dopasowany do potrzeb handlowych i militarnych państw niemieckich i Rosji. Przemiany te przyspieszają w czasach, gdy rządzi nami (z fatalnymi skutkami) saska dynastia Wettynów.