Rentowności japońskich obligacji rządowych rosły w środę, po tym jak kiepsko poszła aukcja 40-letnich obligacji. Popyt na niej był najsłabszy od lipca. W zeszłym tygodniu słabo wypadła aukcja papierów 20-letnich. Popyt na te obligacje był najniższy od ponad dekady. W środę rentowność japońskich dziesięciolatek sięgała 1,53 proc., a w zeszłotygodniowym szczycie dochodziła do prawie 1,57 proc. W porównaniu z rentownościami europejskich czy amerykańskich obligacji może ona wciąż wydawać się bardzo niska, ale nie była na takich poziomach od 2009 r. Jeszcze w sierpniu była w okolicach 0,8 proc. Wzrost rentowności przyczynił się już do tego, że Bank Japonii poniósł w roku fiskalnym 2024 r. (kończącym się w marcu 2025 r.) „papierową” stratę z obligacji wynoszącą 28,6 bln jenów (198 mld USD lub 742 mld zł). Niezrealizowana strata czterech największych japońskich ubezpieczycieli z tych papierów wyniosła w tym okresie równowartość około 60 mld USD.
Skutki niepewności
Dlaczego osłabł popyt na japońskie obligacje rządowe?
To w dużym stopniu skutek działań Banku Japonii. W jego rękach na koniec 2024 r. znajdowało się aż 52 proc. długu rządowego. Japoński bank centralny zgromadził ogromny portfel obligacji, realizując przez wiele lat programy QE. W zeszłym roku zaczął jednak podnosić stopy procentowe (główną z minus 0,1 proc. do plus 0,5 proc., ostatnim razem podwyższając ją w styczniu 2025 r.) i wyprzedawać obligacje. Co kwartał pozbywa się tych papierów wartych 400 mld jenów.
Teoretycznie popyt na japoński dług powinny zapewnić krajowe instytucje finansowe. Na koniec 2024 r. w rękach japońskich ubezpieczycieli było 13,4 proc. długu rządowego, w rękach krajowych banków 9,8 proc., a japońskich funduszy emerytalnych 8,9 proc. Te instytucje finansowe są jednak obecnie ostrożne. Niepokoją ich wojny handlowe i nie są pewne, jakie są perspektywy dla gospodarki globalnej i jaką politykę będzie prowadził Bank Japonii.