W ramach tych patroli duńscy żołnierze przemieszczają się po terytorium Grenlandii na saniach ciągniętych przez psy. Podczas wykonywania tych zadań rozpoznawczych łączność z uczestnikami patroli jest bardzo utrudniona. Patrol może więc dostrzec wrogi desant na wybrzeżu, ale uzyskać możliwość przekazania o tym wiadomości może mieć dopiero po wielu dniach. Władze Danii najwidoczniej przez wiele lat uważały, że taki sposób dbania o bezpieczeństwo Grenlandii (wyspy czterokrotnie większej od Francji) jest wystarczający. Dopiero groźby Trumpa, że doprowadzi on do przejęcia tego terytorium przez USA, sprawiły, że duński rząd ogłosił, że przydzieli dodatkowe środki na obronę Grenlandii. Ów pakiet obronny ma sięgać 2 mld USD i w ramach niego ma m.in. zostać dostosowane jedno z grenlandzkich lotnisk do obsługi myśliwców F-35 (sprzedanych Danii przez USA). Choć rozpętana przez Trumpa awantura o Grenlandię sprawia wrażenie szaleństwa dyplomatycznego, to jednak należy pamiętać, że owa wyspa ma bardzo ważne znaczenie dla morskiej strategii NATO, Rosji, a także Chin. Kontrola nad wybrzeżami Grenlandii, Islandii oraz Norwegii uniemożliwia bowiem rosyjskim (oraz chińskim) okrętom swobodne wyjście z Oceanu Arktycznego na północny Atlantyk. Na Grenlandii znajdują się też ważne dla USA instalacje kosmiczne. Można tam też budować stacje radarowe kontrolujące poczynania Rosjan w Arktyce. Gdyby Grenlandia była dalej broniona przez Danię w dotychczasowy sposób, to mogłaby zostać łatwo opanowana za pomocą jednego rosyjskiego desantu. HK