Perspektywa wojny pomiędzy ChRL a Tajwanem od dawna jest traktowana przez analityków jako jeden z „czarnych łabędzi” dla gospodarki światowej i rynków. Tego typu konflikt miałby fatalne skutki choćby dla światowych producentów elektroniki, gdyż odciąłby świat od dostaw zaawansowanych mikroprocesorów produkowanych na Tajwanie. Z tego względu ewentualna decyzja władz ChRL o przeprowadzeniu inwazji może wydawać się nieracjonalna. Wszak dla Pekinu byłoby bardziej rozsądnym próbować opanować Tajwan środkami pokojowymi – za pomocą przychylnych ChRL polityków, gospodarczych grup nacisków i agentury wpływu. Nonszalancko zaplanowany atak Rosji na Ukrainę pokazuje jednak, że władze mocarstw potrafią podejmować bardzo nieracjonalne decyzje. Zbrojne chińskie prowokacje w Cieśninie Tajwańskiej (takie jak wysyłanie kilkudziesięciu samolotów na raz do tajwańskiej strefy identyfikacji powietrznej) zmuszają zaś siły zbrojne Republiki Chińskiej do stałej czujności. Władze w Tajpej zdecydowały ostatnio o wydłużeniu zasadniczej służby wojskowej do roku.

Czytaj więcej

Jak Amerykanie stosunkowo małym kosztem niszczą rosyjską potęgę

Być może, gdyby Rosji udało się szybko opanować Ukrainę, Chiny poczynałyby sobie ostrzej w Cieśninie Tajwańskiej. Zwłaszcza jeśliby USA nie pomogły Kijowowi. Pekińscy decydenci mogliby straszyć Tajwańczyków wizją samotnego, beznadziejnego boju i próbować wymusić na nich „pokojową reunifikację” przypominającą integrację Hongkongu i Makau z Chinami kontynentalnymi. HK