Międzyrządowe rozmowy dotyczące stworzenia tej struktury zakończyły się fiaskiem. – Unia nie zacznie w pełni funkcjonować w wyznaczonym terminie, czyli przed 1 lipca – zapowiedział rosyjski premier Władimir Putin.
Negocjacje się załamały m.in. dlatego, że Rosja nie chciała zgodzić się na obniżenie swoich ceł na zagraniczne samochody oraz technikę lotniczą. Putin, omawiając wyniki rozmów, przyznał, że nie chciał, by jego kraj przestał chronić za pomocą ceł swój przemysł motoryzacyjny i lotniczy przed zagraniczną konkurencją.
Najostrzejszy spór podczas negocjacji dotyczył jednak ceł na ropę i produkty naftowe. Białoruś żąda ich zniesienia albo poważnego obniżenia w handlu pomiędzy krajami unii celnej. Stanowczo sprzeciwia się temu Rosja, która znacząco podwyższyła w tym roku cła na eksport ropy na Białoruś.
W rosyjsko-białoruskich stosunkach są również inne punkty zapalne. Jednym z nich są dostawy gazu. Putin przypomniał w sobotę, że Białoruś płaci Gazpromowi za surowiec według cen z 2008 r. Powinno więc dojść do zmiany warunków dostaw, co może wywołać nowe napięcia między Mińskiem a Moskwą.
Plany powołania unii celnej od początku przyjmowane były sceptycznie przez analityków. Krytykowano m.in. nieobecność Ukrainy w tej unii. – Strategicznymi sojusznikami gospodarczymi Rosji nie powinny być Białoruś i Kazachstan, ale Ukraina. Kraj ten kupuje surowce energetyczne, a sprzedaje za granicę gotową produkcję, co powinno być dla Rosji bardzo interesujące – uważa Julia Ceplajewa, analityczka z BNP Paribas.