Amerykański indeks S&P 500 zniżkował przez siedem dni z rzędu, tracąc w tym czasie blisko 7 proc. Tak długiej passy spadkowej nie miał już od października 2008 r., gdy szalał kryzys finansowy. Według analityków, inwestorów od akcji odstraszało ryzyko niewypłacalności USA, które zostało ostatecznie zażegnane dopiero we wtorek, oraz pogarszanie się koniunktury w największych gospodarkach.
- Taka reakcja rynku była rozsądna, biorąc pod uwagę fakt, że mieliśmy do czynienia nie tylko z problemem zadłużeniowym USA, ale też z utrzymującą się wciąż niepewnością co do koniunktury – powiedział założyciel firmy analitycznej Birinyi Associates w wywiadzie dla agencji Bloomberga. – Ale jesteśmy zawiedzeni agresywnością tej wyprzedaży akcji – dodał.
Z wyliczeń Birinyi Associates wynika, że od 1962 r. hossy na amerykańskim rynku akcji średnio trwały cztery lata i 23 dni. S&P 500 w tym czasie zyskiwał 120 proc. Tymczasem od marca 2009 r., gdy rozpoczął się obecny rynek byka, indeks ten jest tylko 85 proc. na plusie. Zdaniem analityka węgierskiego pochodzenia oznacza to, że akcje mają wciąż duży potencjał do zwyżek.
Biriyni nie jest w tym optymizmie osamotniony. Zdaniem Michaela Shaoula, prezesa Marketfield Asset Management, gracze o krótkim horyzoncie inwestycyjnym powinni unikać rynku akcji jeszcze przez tydzień lub dwa. Ale inwestorzy długoterminowy mogą już kupować akcje, bo wyniki spółek nie pogarszają się. – Zbliżamy się już do końca obecnej korekty – przewiduje Shaoul, który trafnie przewidział odbicie na Wall Street po korekcie z przełomu wiosny i lata ub.r.
Odmiennego zdania jest Chad Morganlander, zarządzający funduszami Stifel Nicolaus. – Ugoda w sprawie limitu długu ograniczy przyszłe wydatki stymulacyjne rządu i prognozy wzrostu amerykańskiej gospodarki, co czyni rentowność spółek niepewną – ocenił. Ustawa, na mocy której podniesiony zostanie limit długu publicznego USA, zobowiązuje Waszyngton do redukcji deficytu budżetowego w ciągu dekady o około 2,5 bln USD.