Szwajcarski Bank Narodowy (SNB) ma dość aprecjacji franka, która trwa niemal nieprzerwanie od połowy 2008 r., a ostatnio jeszcze przyspieszyła. Aby ją powstrzymać, obciął wczoraj główną stopę procentową, która od marca 2009 r., wynosiła zaledwie 0,25 proc. Odtąd ma być „możliwie bliska zera". Poza tym zamierza zwiększyć płynność na rynku franka. W tym celu wykupi od banków komercyjnych bony pieniężne, aby w ciągu kilku dni wartość ich depozytów w SNB wzrosła z 30 mld franków do 80 mld franków.
SNB odporny na krytykę
Komunikat SNB był dla rynków zaskoczeniem. Jeszcze kilka dni temu analitycy wskazywali, że do prób zbijania kursu franka szwajcarską instytucję zniechęcają jej wyniki.
Pod koniec lipca podała ona, że w I półroczu straciła 10,8 mld franków (39,1 mld zł), a w całym 2010 r. było to 19 mld franków. Straty te były konsekwencją poprzednich działań SNB na rzecz osłabienia franka, przerwanych w połowie 2010 r. Do tego czasu przez kilkanaście miesięcy skupował zagraniczne waluty i niemal pięciokrotnie zwiększył swoje rezerwy dewizowe. W czerwcu 2010 r. ich wartość sięgała 227 mld franków, ale później systematycznie malała wskutek deprecjacji składających się na nie walut wobec franka. Rekordowe straty naraziły SNB na krytykę części polityków, którzy domagali się nawet dymisji jego prezesa Phillipa Hildebranda.
Niebezpieczeństwa aprecjacji
Ale bierność SNB w obliczu nieprzerwanej aprecjacji franka także była krytykowana, m.in. przez szwajcarskich eksporterów, którzy skarżyli się na utratę konkurencyjności. Umacniająca się waluta naraża alpejską gospodarkę także na inne zagrożenia, m.in. deflację wskutek spadku cen dóbr z importu. W czerwcu roczna inflacja wyniosła tam zaledwie 0,6 proc.
We wczorajszym komunikacie SNB dał do zrozumienia, że wobec spowolnienia w światowej gospodarce nie może dłużej tych zagrożeń ignorować. – Siła franka zagraża rozwojowi naszej gospodarki i stwarza ryzyko spadku cen – oświadczył bank.