Chociaż w piątek po południu rentowność papierów dziesięcioletnich akurat rosła (ich ceny malały), w oczach analityków było to jedynie odreagowanie jej czwartkowego spadku poniżej 2?proc., co zdarzyło się po raz pierwszy, od kiedy w latach 60. zaczęto gromadzić porównywalne dane.
Eksperci wskazują na kilka czynników windujących popyt na amerykańskie obligacje. Po pierwsze, mimo obniżki oceny wiarygodności kredytowej USA przez agencję Standard & Poor's papiery te wciąż są uważane przez inwestorów za najbezpieczniejsze aktywa na świecie, które warto kupować w okresie zawirowań na rynkach. W czwartek wieczorem taki status amerykańskich obligacji potwierdziła agencja Fitch, zauważając, że USA są w stanie zadłużyć się bardziej niż inne państwa, nie tracąc przy tym wiarygodności.
Spadająca rentowność amerykańskich dziesięciolatek odzwierciedla też obawy inwestorów, że gospodarka USA hamuje, i związane z tym prognozy, że inflacja wkrótce zacznie spadać (w lipcu wyniosła 3,6 proc. rok do roku). – Inwestorzy zdali sobie sprawę, że wzrost gospodarczy na świecie będzie wolniejszy, niż oczekiwano, nie ma obaw o inflację, a banki centralne utrzymają na niskim poziomie stopy procentowe, zatem każda rentowność amerykańskich obligacji jest satysfakcjonująca – powiedział Bulent Baygun, główny strateg ds. stóp procentowych w BNP Paribas.
Źródłem popytu na amerykańskie obligacje mogą być też spekulacje, że Rezerwa Federalna podbije ich ceny, rozpoczynając trzecią rundę ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (QE), czyli skupu tych papierów za dodrukowane pieniądze. Rentowność dziesięciolatek zniżkowała też rok temu, zanim pod koniec sierpnia szef Fedu Ben Bernanke zasygnalizował II rundę QE.