Parlament RFN ma głosować nad wzmocnieniem EFSF między 19 a 23 września. Zmiany w funkcjonowaniu tego funduszu mają polegać na zwiększeniu pomocy krajom eurolandu z około 250 mld do 440 mld euro oraz na umożliwieniu mu skupowania państwowych obligacji z rynku wtórnego. Część polityków CDU sprzeciwia się zwiększeniu mocy EFSF, gdyż musiałyby wówczas wzrosnąć również niemieckie gwarancje finansowe dla tej instytucji.
Kwestią budzącą emocje wśród niemieckich elit jest sprawa emisji „euroobligacji" - wspólnych papierów dla całej strefy euro. Mogłyby one sprawić, że spadłyby koszty rynkowego finansowania dla takich „fiskalnych grzeszników" jak Włochy czy Hiszpania, ale wzrosłyby one dla Niemiec. Z tego powodu emisji takich euroobligacji mocno sprzeciwia się kanclerz Merkel. Na wczorajszym spotkaniu stwierdziła, że pomysł emisji papierów całej strefy euro jest nieodpowiedzialny.
Odmienne zdanie na ten temat ma jednak lewicowa opozycja oraz stowarzyszenie eksporterów BGA, które ostrzega, że bez tych obligacji kryzys w eurolandzie się pogłębi.
Nie są również pewne losy drugiego pakietu pomocy dla Grecji. Fiński premier Jyrki Katainen zapowiada, że jego kraj może nie dołożyć się do tego pakietu ani centa, jeśli nie zapewni mu się zabezpieczenia dla pożyczek udzielanych Atenom. Pomysł ten zyskał zrozumienie wśród części niemieckich polityków. – W przyszłości każda pożyczka pomocowa musi być udzielana pod zastaw – przekonuje Ursula von der Leyen, minister pracy z CDU.
Angela Merkel odrzuciła wczoraj propozycję dodatkowych zabezpieczeń dla kolejnych pożyczek dla takich krajów jak Grecja.