Dziennik Financial Times podał wczoraj, że Lou Jiwei, prezes China Investment Corp, jednego z największych rządowych funduszy inwestycyjnych na świecie, spotkał się w ubiegłym tygodniu z ministrem finansów Włoch Giulio Tremontim i przedstawicielami Cassa Depositi e Prestiti, kontrolowanego przez państwo banku, obsługującego włoski sektor publiczny. China Investment Corp dotychczas nie skomentował tych doniesień.

- Zwróćmy uwagę, że to Włochy mówią o tym, a nie Chiny. Z Chin nie usłyszeliśmy niczego – powiedział telewizji CNBC Simon Derrick, główny strateg walutowy banku BNY Mellon, - - Po pierwsze, jasne jest, że Chiny mają obawy co do strefy euro, czy zatem zaczną teraz inwestować teraz w kraje peryferyjne? – zapytał.

Drugim, jego zdaniem, argumentem przeciwko angażowaniu się Chińczyków jest rozmiar włoskiej gospodarki. – Włochy są największym rynkiem w południowej Europie, nie można więc oczekiwać, że chińska interwencja będzie miała ten sam efekt, jak w przypadku Portugalii czy Grecji – podkreślił. Ponadto Pekin może zniechęcić bezczynność krajów europejskich.  – Dlaczego mamy się spodziewać, że Chiny wyłożą pieniądze na Włochy, kiedy Niemcy czy Szwajcaria wykazują niewielkie lub wręcz żadne zainteresowanie kupowaniem włoskich obligacji?

Jedynym motywem mogącym skłonić Chińczyków do inwestowania w papiery Włoch może być chęć zróżnicowania zdominowanych obecnie przez amerykańskiego dolara chińskich rezerw walutowych. – Chiny w długim terminie oczywiście mają zamiar zwiększyć swoje zasoby euro i są zainteresowane jego wspieraniem – uważa Eric Wand, strateg rynku aktywów o stałym dochodzie banku Lloyds. – Myślę, że będą kupowali obligacje w przyszłości, ale nie sądzę by pojawili się na aukcji dziś lub w najbliższym czasie – powiedział w wywiadzie dla telewizji CNBC. We wtorek Włochy przeprowadzają przetarg obligacji pięcioletnich.