Unijni ministrowie finansów mieli we wtorek m.in. ustalić, na jakich zasadach państwa spoza strefy euro będą mogły uczestniczyć we wspólnym systemie nadzoru bankowego (działającego w ramach Europejskiego Banku Centralnego) oraz jak szerokie mają być kompetencje tego nadzoru. Decyzja została odsunięta na kolejne spotkanie ministrów finansów zaplanowane na 12 grudnia, na dzień przed unijnym szczytem. – Mimo nieporozumień jest wciąż wystarczająco dużo dobrej woli, by wykonać to zadanie – uspokaja Wasos Sziarlis, cypryjski minister finansów.
Rozłam wzdłuż Renu
Do porozumienia nie doszło głównie z powodu sporu Francji i Niemiec dotyczącego zakresu wspólnego nadzoru EBC. Niemcy chcą, by mechanizm ten został ograniczony jedynie do dużych banków, Francja uważa, że powinien on objąć wszystkie banki strefy euro, a więc ponad 6 tys. instytucji, gdyż systemowym zagrożeniem może być również sytuacja w małych bankach, takich jak hiszpańskie cajas.
– Nie ma miejsca na istnienie podwójnego systemu nadzoru, który stawiałby pod znakiem zapytania istnienie wspólnego nadzoru dla niektórych banków. EBC musi pilnować wszystkich banków z europejskimi paszportami – twierdzi Pierre Moscovici, francuski minister finansów.
– Nikt nie wierzy, że jedna instytucja byłaby zdolna nadzorować 6 tys. banków w Europie. Przynajmniej nie w tej dekadzie – ripostuje Wolfgang Schaeuble, niemiecki minister finansów.
Jest jednak pole do kompromisu. Moscovici twierdzi, że nadzór mógłby zostać zróżnicowany, tak by pod bezpośrednią „opieką" EBC znalazły się tylko największe banki, a mniejsze byłyby kontrolowane pośrednio.