Kontrolowane przez rząd Royal Bank of Scotland i Lloyds Banking Group, odraczają wypłatę dywidendy, sprzedają aktywa, obniżają zarobki, pozyskują kapitał by się wzmocnić. Ale jednocześnie mogą ulec pokusie ograniczenia kredytów. Takie obawy żywi Paul Mumford, zarządzający w Cavendish Asset Managemnent, który ma w portfelu akcje obu firm.
"Nie jestem pewien jak pozyskają one kapitał, ale jednym ze sposobów jest pożyczanie mniej pieniędzy", napisał Mumford w nocie do inwestorów. Jego zdaniem nie można zachęcać banków do zwiększania akcji kredytowej jednocześnie przykręcając im śrubę w innym miejscu.
Z raportu Banku Anglii o finansowej stabilności wynika, że cztery największe brytyjskie banki będą potrzebowały nawet 60 miliardów funtów dodatkowego kapitału, aby pokryć straty na kredytach w przyszłości, wypłacić odszkodowania klientom, którym w sposób nieuczciwy sprzedały pewne instrumenty finansowe, a także zapłacić kary regulatorowi. Jednocześnie Mervyn King, w lipcu przyszłego roku kończący pracę na stanowisku szefa brytyjskiego banku centralnego, naciska na banki, aby podniosły kapitał bez szkody dla akcji kredytowej, by gospodarka uniknęła trzeciego nawrotu recesji w krótkim czasie.
- Jeśli mówi się bankom, że powinny podwyższyć kapitał, mogą próbować utrzymać pozycję kapitałową nie pożyczając pieniędzy – uważa Vivek Raja, analityk Oriel Securities.
Lloyds Banking Group, który jest największym kredytodawcą gospodarstw domowych i drobnego biznesu, w trzecim kwartale ograniczył skalę tej działalności o 2,77 miliarda funtów. 1 sierpnia Bank Anglii uruchomił program umożliwiający bankom pożyczanie bonów skarbowych, by obniżyć koszty kredytów dla małego biznesu i kupującym domy. Jego celem jest zwiększenie dostępnego kredytu o co najmniej 80 miliardów funtów.