Obecnie ten wskaźnik szerokiego amerykańskiego rynku akcji znajduje się 5,1 proc. poniżej rekordu wszechczasów ustanowionego w październiku 2007 roku. W tym roku zyski spółek, których akcje są uwzględniane przy wyliczaniu wartości tego wskaźnika powinny przekroczyć bilion dolarów, a więc będą o 31 proc. wyższe niż wówczas kiedy S&P500 był notowany na rekordowym poziomie. Nawet jeśli wskaźnik cena/zysk, obecnie wynoszący 9,8 (poniżej średniej z ostatnich 60 lat), nie wzrośnie indeks Standard&Poor's500 ma szanse z nawiązką odrobić straty poniesione podczas ostatniego kryzysu finansowego.
W minionym tygodniu S&P500 był notowany na najwyższym poziomie od pięciu lat. Sprawiły to dobre wyniki kwartalne amerykańskich korporacji. Spośród 67 ogłoszonych raportów finansowych w aż 48 przypadkach rezultaty finansowe firm okazały się lepsze od prognoz specjalistów rynkowych. To największa poprawa od czasu bańki technologicznej w latach 90. poprzedniego stulecia.
- Korporacyjna Ameryka wykonała niewiarygodną pracę po recesji – ocenia Leb Grohowski, odpowiedzialny za inwestycje w BNY Mellon Wealth Management. Firmie tej inwestorzy powierzyli 179 miliardów dolarów. Wprawdzie Grohowski nie spodziewa się powtórki z lat 80. I 90., kiedy ludzie rezygnowali z dotychczasowego zajęcia by poświęcić się grze giełdowej, ani też jego zdaniem wskaźnik cena/zysk nie musi wrócić do historycznych poziomów by Standard&Poor's500 ustanowił rekord.
W pierwszym tygodniu 2013 roku inwestorzy indywidualni w funduszach akcji amerykańskich spółek ulokowali netto 3,1 miliarda dolarów, najwięcej od co najmniej 2000 roku. W okresie minionych czterech lat z tych funduszy wycofali 250 miliardów dolarów, wynika z danych firmy badawczej EPFR Global.
Kiedy rynek akcji cztery lata temu osiągnął dno, jednym z pierwszych, którzy rekomendowali kupno papierów udziałowych był Laszlo Birinyi, szef firmy Birinyi Associates. Teraz w przekonaniu, że inwestorzy indywidualni wracają na rynek kupił opcje na których zarobi, jeśli Standard&Poor's500 w tym roku zyska 8 proc. Uważa on, że rajd, który spowodował ponad 100-proc. zwyżkę cen akcji wkracza w końcowy etap, kiedy inwestorzy poprzednio unikający akcji są w końcu zmuszeni do kapitulacji i ich kupna.