Rządy Morsiego i Bractwa Muzułmańskiego doprowadziły do chaosu gospodarczego i fali bezprawia na ulicach, nie powinno więc dziwić, że rynek uznał doskonale przeprowadzony wojskowy zamach stanu za wybawienie dla kraju. Na świętowanie może być jednak nieco zbyt wcześnie: reakcja administracji Baracka Obamy na pucz jest bowiem dosyć negatywna, a islamscy fundamentaliści mogą szykować odwet. Trudno też przewidzieć, kto wygra zapowiadane przez armię wybory.
Reakcja rynku ropy na zamach stanu w Egipcie była spokojna. Co prawda w ostatnich dniach surowiec drożał (cena baryłki gatunku WTI wzrosła w środę do 102 USD, czyli najwyższego poziomu od 14 miesięcy), ale było to związane z dużą niepewnością polityczną. Część inwestorów grała na zwyżkę, spodziewając się, że kryzys polityczny w Egipcie może zagrozić transportowi ropy poprzez Kanał Sueski. Pucz został jednak przeprowadzony sprawnie, a tranzytowi w Kanale Sueskim nic nie zagraża. Egipt też nie jest dużym producentem ropy. Cena baryłki surowca gatunku WTI spadła więc w czwartek poniżej 101 USD, a gatunku Brent do 105 USD.
– Mogę się założyć, że egipskie wojsko szybko i sprawnie przejmie kontrolę nad Kanałem Sueskim i zadba o to, by instalacje naftowe były nieuszkodzone. Gdy to zrobi, cena ropy znowu spadnie poniżej 100 USD za baryłkę – mówił jeszcze przed zamachem stanu John Kilduff, partner w nowojorskiej firmie inwestycyjnej Again Partners specjalizującej się w inwestowaniu na rynku energii.
– Kanał Sueski będzie działał nadal, niezależnie od tego, kto będzie u władzy w Egipcie. Te wydarzenia nie mają więc większego znaczenia dla rynku ropy. To trochę smutne, że obalono pierwszego demokratycznie wybranego prezydenta Egiptu, ale nie będzie to miało w długim terminie wielkiego wpływu na rynki – uważa Mark Matthews, analityk z banku Julius Baer.