W ostatnich przemówieniach w Illinois, Missouri, na Florydzie i w Tennessee argumentował, że wydawanie rządowych pieniędzy na transport pozwoli ludziom „pracować przy odbudowie amerykańskiej infrastruktury". Innymi słowy – twórzmy infrastrukturę, a przybędzie miejsc pracy.

Historia uczy, że to wcale tak nie działa. Henry Ford i wielu innych twórców motoryzacji wstawiło samochody do prawie każdego garażu w Ameryce na dziesięciolecia przed uchwaleniem w 1956 r. National Interstate and Defense Highways Act. Powodzenie samochodów stworzyło popyt na drogi. Rząd nie budował autostrad i wtedy Ford postanowił stworzyć model T. Autostrady stały się produktem ubocznym geniusza przedsiębiorczości Forda i innych.

Co więcej, producenci samochodów, opon i reflektorów zaczęli budować drogi za swoje pieniądze na długo przed tym, jak zaangażowały się w to władze federalne czy stanowe. Tak w 1913 r. powstała Lincoln Highway, pierwsza transkontynentalna autostrada. Podobnie było z budową linii kolejowych, a nawet lotnisk, bo te ostatnie na większą skalę pojawiły się w USA dopiero po II wojnie światowej, kiedy do obsługi pasażerów dostosowywano wojskowe lotniska. Budowa infrastruktury nigdy nie była motorem wzrostu, a skutkiem rozwoju prywatnego sektora.