Jest to trend odwrotny w stosunku do spadku umieralności w poprzednich dziesięcioleciach, a także wobec tendencji obserwowanych w innych rozwiniętych gospodarkach.
Analizy dwojga ekonomistów z Uniwersytetu Princeton – Ann Case i Angusa Deatona – pokazują wzrost umieralności wśród białych mężczyzn i kobiet w wieku od 45 do 54 lat i to nie w wyniku takich czynników, jak ataki serca czy cukrzyca, ale na skutek samobójstw, przedawkowania przepisanych leków czy wreszcie chorób spowodowanych nadużywaniem alkoholu.
Gdyby stopę umieralności w tej grupie wiekowej udało się utrzymać na poziomie z lat 1979–1998, to w latach 1999–2013 byłoby o pół miliona mniej zgonów. To liczba porównywalna z rozmiarami epidemii AIDS w Stanach Zjednoczonych.
W latach 1978–1998 stopa umieralności w tej grupie wiekowej białych Amerykanów spadała średnio o 2 proc. rocznie. Mniej więcej tak samo jak w sześciu innych krajach – Francji, Niemczech, Wielkiej Brytanii, Kanadzie, Australii i Szwecji. I o ile w innych bogatych krajach wskaźnik ten nadal spadał po 1998 r., o tyle w Stanach Zjednoczonych rósł o pół procent rocznie. I dotyczyło to tylko białych niehiszpańskiego pochodzenia.