Funt brytyjski słabł w poniedziałek o ponad 1 proc. wobec złotego. Za 1 GBP płacono w ciągu dnia zaledwie 5,57 zł, czyli najmniej od maja. Wobec amerykańskiej waluty tracił nawet 1,6 proc. i był to największy spadek odnotowany podczas jednej sesji od okresu wyborczej niepewności w 2010 r. Powodem przeceny było oświadczenie popularnego konserwatywnego polityka, burmistrza Londynu Borisa Johnsona, że stanie on na czele kampanii poparcia dla Brexitu (wyjścia Wielkiej Brytanii z UE). Referendum ws. dalszej brytyjskiej obecności w Unii jest zaplanowane na 23 czerwca i wygląda na to, że notowania funta mogą do tego czasu charakteryzować się dużą zmiennością.
– Możemy się spodziewać, że do głosowania funt będzie nadal osłabiony, w związku z zaostrzaniem się debaty i niepewnością – prognozuje Kit Juckes, strateg z Societe Generale. Jego bank szacuje ryzyko Brexitu na 45 proc.
Walutowy poligon
Poniedziałkowe osłabienie funta zniwelowało piątkową zwyżkę jego wartości, do której doszło w związku ze szczytem UE, na którym brytyjski premier David Cameron wynegocjował od Unii ustępstwa m.in. w kwestii zasiłków dla rodzin imigrantów z innych państw Wspólnoty. Porozumienie to nie kończy bowiem debaty o Brexicie, która może jeszcze wielokrotnie wpływać na kurs funta.
– Kwestia Brexitu będzie jednym z najważniejszych wydarzeń 2016 r. Decyzja Borisa Johnsona o wsparciu kampanii za wyjściem z UE tak mocno uderzyła w funta, bo Johnson jest typowany na kolejnego przywódcę Partii Konserwatywnej i jest bardzo popularny – twierdzi Evan Lucas, strateg z firmy IG.
– Reakcja inwestorów skoncentrowała się na rynku walutowym, gdyż wydaje się pewne, że Bank Anglii nie podniesie stóp procentowych w pierwszej połowie roku, przed referendum. Rentowność brytyjskich obligacji niemal się jednak nie zmieniła, a indeks FTSE 100 zyskiwał w poniedziałek, co świadczy o tym, że strach przed Brexitem jeszcze na dobre nie zagościł na rynkach – uważa Jasper Lawler, analityk CMC Markets.