Zaraz po zeszłorocznym nieudanym puczu prezydent Recep Tayyip Erdogan i jego sprzymierzeńcy zrozumieli, że aby zminimalizować ryzyko kolejnych zamachów stanu, kluczowym jest odpowiednie zaplecze finansowe. Dlatego w sierpniu 2016 r. powstał Turecki Fundusz Majątkowy, którego wartość jest szacowana obecnie na 200 mld dolarów. Aktywa funduszu obejmują m.in. udziały w bankach, operatorach telekomunikacyjnych, firmach medialnych, a nawet akcje giełdy Borsa Istanbul.
Od roku fundusz jest reklamowany jako pozabudżetowe źródło finansowania oraz sukces rządu. Zasoby oficjalnie mogą posłużyć zarówno do bronienia kursu liry, jak i wspierania tureckiej giełdy, rekapitalizacji banków i obniżania kosztów pożyczek zagranicznych. Choć sam cel gromadzenia kapitału wydaje się szczytny, jak na razie fundusz doprowadza głównie do rozłamu w rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP). Dwa obozy kształtują się wokół osób Erdogana (obecnego lidera AKP) i wywodzącego się z tej samej partii Binaliego Yildirima – obecnego premiera Turcji.
Siedem anonimowych osób powiązanych z funduszem, na które powołuje się Agencja Bloomberga, wskazało, że walka o to, jak rozlokować aktywa i jak z nich skorzystać, paraliżuje zarządzanie zgromadzonym kapitałem. Część z nich stwierdziło, że podziały są na tyle głębokie, że zgrupowani wokół Yildirima ludzie pragną wymiany obecnego prezesa funduszu Mehmeta Bostana, wspieranego przez Erdogana i jego rodzinę.
Chociaż władza prezydenta jest obecnie bardzo silna, AKP nie jest już monolitem. Erozja, której architektem staje się premier, pokazuje, że Erdogan nie może czuć się w pełni bezpiecznie - wskazuje doradca byłego premiera, Etyen Mahcupyan. – Nie istnieje coś takiego jak podział. Rządzący bierze wszystko i potem to on dyktuje, co komu przypadnie. Yildirim ma pod sobą rzeszę lojalnych ludzi i może stanowić zagrożenie dla Erdogana w następnych wyborach prezydenckich, jeżeli będzie kandydował – wskazuje doradca byłego premiera Etyen Mahcupyan.
Opozycja obawia się, że środki funduszu nie będą dłużej służyły dobru publicznemu, ale zostaną wykorzystane do celów politycznych. Yildirim, który w przeszłości jako minister transportu zarządzał już dużymi kwotami, ma silną motywację do wpływania na fundusz. Obywatele Turcji w ostatnim referendum zadecydowali bowiem, że urząd premiera zostanie zlikwidowany wraz z wyborami w listopadzie 2019 r., a kraj przejdzie na system prezydencki. Turecki dziennik „Sabah" wspierający Erdogana już w tym tygodniu przekonywał, że władza nad funduszem powinna zostać przekazana wyłącznie w ręce prezydenta – i to jeszcze przed oficjalnym zlikwidowaniem stanowiska premiera.