Od szczytu z 1 maja (2954 pkt) S&P500 oddalił się już o 3,7 proc. Indeks ma za sobą trzy spadkowe sesje z rzędu, a początek dzisiejszej sugeruje, że seria się wydłuży. Dziennikarze Wall Street Journal podkreślają, że to najgorszy tydzień na Wall Street od grudnia 2018 r. Trwający spadek to jednak wciąż korekta w trwającej hossie, ale na rynku utrzymuje się atmosfera niepewności. Źródłem tej ostatniej jest Biały Dom, a konkretnie – jego gospodarz. Kilka dni temu wyraził on niezadowolenie z postępów w negocjacjach handlowych na linii USA-Chiny i zagroził podwyżką ceł. Nowa taryfa ma zacząć obowiązywać od tego piątku - w miejsce 10-proc. stawki, wejdzie 25-proc. na importowane z Chin towary o wartości 200 mld USD. - Przez moment wydawało się, że jest to taktyka negocjacyjna, ale wczoraj pojawiły się informacje o tym, że Państwo Środka rzeczywiście chciało dalszych zmian w umowie. Ponoć ta decyzja mocno zdenerwowała przywódcę USA i na ten moment wszystko wskazuje na to, że jutro o 6 rano czasu polskiego wprowadzi on zapowiadane cła – pisali w komentarzu analitycy serwisu internetowykantor.pl. Podczas środowego wiecu wyborczego Trump dolał oliwy do ognia, mówiąc, że „Chiny złamały umowę". I choć amerykański przywódca znany jest z tego, że mówi więcej niż wie i więcej niż powinien, to rynki nadal się boją. Najlepszym tego dowodem wspomniane spadki na Wall Street.

Patrząc od strony analizy technicznej S&P500 ma jeszcze pewien margines bezpieczeństwa. Najbliższe ważne wsparcie znajduje się przy 2800 pkt, a więc na poziomie marcowego dołka. Poza tym pułap ten długą „ściągał" do siebie notowania w poprzednich miesiącach, co nadaje mu dosyć dużą istotność. Co więcej – niewiele niżej, bo na poziomie 2775 pkt przebiega prosta średnia krocząca z 200 sesji. Jest to ruchome wsparcie, które przekroczenie zawsze zwiększa ryzyko rynkowego przesilenia. Z drugiej strony – powrót S&P500 nad 2900 pkt zaneguje spadkowy scenariusz. Do tego jednak potrzebne są konkretne argumenty. Najlepiej gdyby również miały swoje źródło w Białym Domu.