– Czy nie będzie już nigdy żadnego kryzysu finansowego? Może to zbyt daleko idące słowa, ale myślę, że jesteśmy o wiele bezpieczniejsi niż dawniej i mam nadzieję, że nie będzie go za naszego życia. Wierzę, że go nie będzie – mówiła w czerwcu 2017 r. Janet Yellen, ówczesna szefowa amerykańskiej Rezerwy Federalnej. Niestety, okazała się wówczas nadmierną optymistką i od stycznia będzie mierzyła się z konsekwencjami gigantycznego kryzysu gospodarczego jako sekretarz skarbu w administracji Joe Bidena. Inwestorzy dobrze przyjęli jej nominację. Jest przecież osobą o ogromnym doświadczeniu, z którą rynki już wiele lat temu zdołały się oswoić. To przecież weteranka bankowości centralnej. Pracowała w Fedzie jako ekonomistka już w latach 1977–1980 i nawet poznała tam swojego męża, ekonomicznego noblistę George'a Akerlofa. W Radzie Gubernatorów Rezerwy Federalnej zasiadała po raz pierwszy w latach 1994–1997, by później przewodniczyć Radzie Doradców Gospodarczych prezydenta Billa Clintona. W latach 2004–2010 kierowała oddziałem Fedu w San Francisco, w latach 2010–2014 była wiceprezesem Fedu, a w latach 2014–2018 jako pierwsza kobieta w historii kierowała tą instytucją. Teraz ma szansę sprawdzić się jako pierwsza kobieta sekretarz skarbu. Czy jednak ta 74-letnia ekonomiczna weteranka będzie w stanie wykazać się wystarczająco świeżym i niekonwencjonalnym podejściem do problemów, które przyniósł globalny kryzys?
Studnia bez dna
W 2018 r., czyli w roku, w którym Yellen odeszła z Fedu, amerykański PKB wzrósł o 3 proc., stopa bezrobocia schodziła do 3,7 proc., inwestorzy cieszyli się z reformy podatkowej prezydenta Trumpa, a wojny handlowe dopiero się rozkręcały i były wręcz sielanką w porównaniu z obecnymi problemami. Międzynarodowy Fundusz Walutowy spodziewa się, że w 2021 r. amerykański PKB wzrośnie o 3,1 proc., będzie to jednak odreagowanie po prognozowanym spadku o 4,3 proc. w 2020 r. Zejście stopy bezrobocia do poziomów sprzed kryzysu może zająć wiele lat. O ile w 2018 r. dług publiczny USA wynosił 21,5 bln USD, to w tym roku przekroczył 27 bln USD, a w przyszłym może łatwo sięgnąć 30 bln USD, zwłaszcza jeśli gospodarka będzie potrzebowała dodatkowej stymulacji fiskalnej. O tym, że taka stymulacja jest potrzebna przekonywała przecież Yellen ledwie kilka tygodni temu. – Są pewne ograniczenia w polityce pieniężnej i wówczas jest ważne, by polityka fiskalna wypełniła lukę. Gdy pandemia wciąż negatywnie wpływa na naszą gospodarkę, potrzebujemy kontynuować nadzwyczajne wsparcie fiskalne – mówiła w październiku dla Bloomberg TV.
Wart ponad 2 bln USD pakiet stymulacyjny uchwalony wiosną już wkrótce się skończy. Ponieważ republikanie i demokraci w Kongresie nie porozumieli się w sprawie nowego pakietu, 1 stycznia kończą się też zasiłki dla milionów bezrobotnych Amerykanów, a przy okazji upływają też moratoria na spłaty rat kredytów i na eksmisje. Już w pierwszych dniach rządów w Departamencie Skarbu Yellen może się mierzyć więc z wielkim chaosem, a plany nowych programów stymulacyjnych mogą w przyszłym roku znów rozbijać się o kongresowe podziały. Wiele będzie zależało od dogrywek w wyborach w dwóch okręgach senackich w Georgii, do których ma dojść 5 stycznia. Wówczas okaże się, czy republikanie będą mieli większość 52 mandatów w Senacie (i będą mogli np. blokować podwyżki podatków i zbyt duże programy stymulacyjne), czy też Senat będzie podzielony pół na pół.
– Zamiast siedzieć w fotelu szefowej Fedu i bezsilnie życzyć sobie większych działań fiskalnych rządu, Yellen może siedzieć w fotelu sekretarza skarbu i życzyć sobie... większych działań fiskalnych rządu. Nie ma żadnej gwarancji, że Izba Reprezentantów z niewielką demokratyczną większością lub Senat, będą chętne zapewniać USA dużą stymulację fiskalną, jakiej one potrzebują – twierdzi Michael Every, analityk Rabobanku.