Kamil Sobolewski, Pracodawcy RP: Zbieramy żniwo niedostatku inwestycji

Presja inflacyjna w Polsce jest w jakimś stopniu pokłosiem niskiej stopy inwestycji i niedopasowania możliwości podażowych do rosnącego szybko popytu – uważa Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP.

Publikacja: 15.04.2024 18:34

Gościem Grzegorza Siemionczyka w poniedziałkowym wydaniu „Prosto z parkietu” był Kamil Sobolewski, g

Gościem Grzegorza Siemionczyka w poniedziałkowym wydaniu „Prosto z parkietu” był Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP.

Foto: parkiet.tv

W marcu, jak wynika z poniedziałkowych danych GUS, inflacja w Polsce zmalała do najniższego od pięciu lat poziomu 2 proc. Średnio w I kwartale wynosiła 2,8 proc., o 0,4 pkt procentowe mniej, niż Narodowy Bank Polski zakładał w marcowej projekcji. Źródłem niespodzianki jest silniejsze od oczekiwań wyhamowanie wzrostu cen żywności, ale inflacja bazowa też maleje. Czy można już powiedzieć, że inflacja została opanowana?

To, czego jesteśmy dzisiaj świadkami, to nie jest powrót inflacji do celu NBP, tylko wizyta w celu. W marcu inflacja wyznaczyła dołek, a w kolejnych miesiącach będzie się ponownie wspinała. I to nie będzie tylko skutek wycofania tarcz antyinflacyjnych – żywnościowej z początkiem kwietnia i energetycznej w dalszej części roku. Na to nałożą się jeszcze inne efekty jednorazowe. Przykładowo, po wyborach samorządowych można spodziewać się w części ośrodków miejskich wzrostu cen usług komunalnych, biletów komunikacji miejskiej, kosztów parkowania. Ale bardziej obawiam się zjawisk fundamentalnych, a nie przejściowych. Inflacja bazowa (nieobejmująca cen energii i żywności – red.) znajduje się nieznacznie poniżej 5 proc., a więc jest znacznie wyżej, niż powinna być. Tymczasem mamy do czynienia z szybkim wzrostem dochodów do dyspozycji gospodarstw domowych, nie tylko z pracy, ale też ze świadczeń. Realne dochody rosną bodajże najszybciej w tym stuleciu. Jeśli konsumenci zdecydują się jakąś porcję tych dodatkowych dochodów wydać, a uważam to za niemal pewne, będziemy mieli do czynienia z uporczywie wysoką inflacją. Będzie to efekt nieco zbyt łagodnej polityki NBP, szczególnie na początku cyklu zacieśniania polityki pieniężnej i w ub.r., gdy RPP dokonała przedwczesnych obniżek stóp procentowych w bezpośrednim związku z wyborami.

Czyli martwi pana nie tyle presja kosztowa na ceny, wynikająca z ciasnego rynku pracy, ile presja popytowa? Dostrzega pan możliwość, że ta presja kosztowa będzie – paradoksalnie – prowadziła do spadku inflacji? Wydaje się, że to właśnie obserwujemy w handlu. Firmy zmagają się ze wzrostem kosztów, ale przy opadającej inflacji nie mogą za bardzo przerzucać tych kosztów na ceny końcowe. Godzą się na spadek marż, ale żeby podtrzymać zysk netto, dążą do zwiększenia wolumenu sprzedaży. I to prowadzi do zaostrzonej konkurencji.

Wydaje mi się, że sytuacja na rynku towarów, które można z łatwością przewozić, co zmniejsza znaczenie krajowych ograniczeń podaży, jest inna niż sytuacja na rynku usług, które nie podlegają handlowi zagranicznemu. Nie da się specjalnie transportować np. usług opiekuńczych czy lekarskich. Jeśli wiemy, że pielęgniarek w wieku 50–60 lat jest cztery razy więcej niż pielęgniarek w wieku 30–40 lat, a całkowita ich liczba w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców należy w Polsce do najniższych wśród państw UE, to możemy mieć uzasadnione obawy o niedobór pielęgniarek, a także wzrost cen i spadek jakości świadczonych przez nie usług. Jeśli chcemy jakoś przeciwdziałać takim ograniczeniom podażowym, to powinniśmy koncentrować się na edukacji, żeby kształcić jak najwięcej potrzebnych specjalistów, a także na inwestycjach. Nie martwiłbym się silnym odbiciem popytu, gdyby nie to, że Polska od lat ma problem z niską stopą inwestycji. Gdyby popyt i podaż szły w parze, to mielibyśmy stabilność cen przy coraz wyższym poziomie PKB. Ale w wielu branżach deficyt inwestycji z przeszłości jest moim zdaniem strukturalną przyczyną tego, że presja inflacyjna może się utrzymywać. Bank centralny na tym powinien się koncentrować, a nie na cenach żywności.

Jednym z głównych ograniczeń podażowych, które ewidentnie jest jednym ze źródeł presji na wzrost cen usług, jest ciasny rynek pracy, niedobór pracowników. Jednym z pomysłów koalicji rządzącej, jak ten rynek rozluźnić, jest program „Aktywny rodzic”, który wprowadzi tzw. babciowe. Czy ten program ma duży potencjał aktywizujący? Może mieć istotny wpływ na rynek pracy?

W tym programie najbardziej podoba mi się intencja, żeby aktywizować zawodowo osoby, które mogłyby pracować, ale z obiektywnych powodów nie pracują. Nie podoba mi się jednak wykonanie, to znaczy to, że projekt został przyjęty przez rząd bez konsultacji społecznych. To jest podejście do stanowienia prawa, z którym ten rząd planował zerwać. Wydaje mi się, że rząd nie zbadał dokładnie tego, jakie są najlepsze metody na pobudzenie w Polsce aktywności zawodowej. Mamy w Polsce ponad 22 mln osób w wieku produkcyjnym, ale aktywnych zawodowo jest 17,5 mln osób, w tym 0,5 mln bezrobotnych. Gdybyśmy z tego basenu 5 mln osób mogli zaczerpnąć, to bylibyśmy w stanie złagodzić w pewnym stopniu negatywne skutki starzenia się społeczeństwa. Około 60 proc. z nich jako główną przyczynę bierności wskazuje obowiązki opiekuńcze. To jest opieka nie tylko nad dziećmi, ale też przewlekle chorymi, osobami z niepełnosprawnościami, a przede wszystkim osobami starszymi. Rozwiązania adresowane do tych opiekunów, które umożliwiłyby im powrót na rynek pracy, przynajmniej na część etatu, powinny być zintegrowane. Tymczasem zamiast zastanowić się, jakie działania podjąć, żeby zaktywizować jak największą część osób biernych zawodowo, rząd skoncentrował się na realizacji dość sloganowej obietnicy wyborczej.

Niektórzy komentatorzy obawiają się, że ten program „Aktywny rodzic” jest tak zaprojektowany, że będzie zniechęcał do pracy kobiety w wieku 50+, czyli właśnie te, które powinniśmy chcieć aktywizować.

Tak, to jest uzasadniona obawa. Kobiety w wieku 50+ to jest właśnie ta grupa, gdzie pod względem wskaźników aktywności zawodowej mocno odstajemy in minus od średniej unijnej. Ten program na pewno nie sprzyja aktywizacji osób z tej grupy, skupia się za to na szybkim powrocie do pracy mam, być może z konsekwencjami dla dzietności w przyszłości.

Gospodarka krajowa
Naprawa polskich finansów zajmie kilka lat. MF przedstawia tzw. białą księgę
Gospodarka krajowa
Jaki stan kasy państwa według nowego rządu
Gospodarka krajowa
Niepokojąca stagnacja w inwestycjach
Gospodarka krajowa
Ekonomiści obniżają prognozy PKB
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Gospodarka krajowa
Sprzedaż detaliczna niższa od prognoz. GUS podał nowe dane
Gospodarka krajowa
Słaba koniunktura w przemyśle i budownictwie nie zatrzymała płac