W związku z wojną w Ukrainie rząd zaproponował zmianę Konstytucji RP. Konkretów wciąż brakuje, ale wygląda na to, że chodzić ma o wyłączenie poza definicję państwowego długu publicznego nakładów na zbrojenia. To pomysł kontrowersyjny bo, jak się wydaje, już teraz w pewnym stopniu rząd może to zrobić. Nie trzeba w tym celu grzebać w konstytucji. Jak pan tę propozycję rozumie?
Z praktycznego punktu widzenia ta propozycja była zgłaszana już przed wojną w Ukrainie. Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych (jego utworzenie zakłada ustawa o obronie ojczyzny podpisana niedawno przez prezydenta RP – red.) będzie 15. funduszem wyłączonym poza definicję finansów państwa. To oznacza, że na koniec roku będziemy mieli około 350 mld zł wydatków publicznych poza kontrolą parlamentu. Dobrze, że zwiększamy nakłady na obronność. Ale nie trzeba zmieniać konstytucji, aby tak zwiększyć te wydatki, jak zapisano w ustawie.
Wydaje się, że rząd ucieka się do tych sztuczek z wypychaniem części wydatków poza budżet państwa, aby nie narazić się na ryzyko, że dług państwa wzrośnie powyżej konstytucyjnego limitu 60 proc. PKB. Może zmiany w konstytucji trzeba zacząć od usunięcia tego limitu?
Problem polega na tym, że nie mamy pewności, czy po ewentualnym zniesieniu tego limitu fundusze, które teraz są wypchnięte poza budżet państwa, zostaną do tego budżetu zaliczone. Informacja, czy tak by się stało, jest istotna dla oceny, czy rozmawiamy o naprawie finansów publicznych czy jeszcze większym ich zamgleniu poprzez podniesienie lub likwidację limitu zadłużenia.