Dostępne miary bezrobocia nie wzrosły w grudniu wbrew sezonowym prawidłowościom. Dlaczego?
Firmy zgłaszają bardzo duży popyt na pracowników, to widać od połowy 2021 r. Koniem pociągowym gospodarki jest od pewnego czasu sektor wytwórczy i sądzę, że to właśnie on odpowiadał za sytuację na rynku pracy pod koniec ubiegłego roku. Tak rozumiem to, że choć miniony grudzień był dość mroźny na tle poprzednich lat, co nie sprzyjało aktywności w takich sektorach jak rolnictwo, sadownictwo, budownictwo, na rynku pracy nie doszło do sezonowego ochłodzenia.
Przed pandemią mówiło się, że krajowy zasób pracowników da się mocno zwiększyć nawet bez imigracji dzięki aktywizacji osób biernych zawodowo. Były szacunki, które wskazywały, że takich osób może być nawet około 4 mln. Dziś ta liczba jest mniejsza?
Osoby bierne zawodowo można uważać za pewną rezerwę potencjalnych pracowników. Ta rezerwa się jednak kurczy. Liczba osób w wieku produkcyjnym, które nie są aktywne zawodowo (czyli pracujące lub bezrobotne – red.), skurczyła się w ciągu kilku lat z ponad 5 mln do około 4 mln. W praktyce niespełna połowę z tej puli dałoby się zaktywizować. Istnieją też nieco bardziej optymistyczne szacunki, ale z drugiej strony trzeba pamiętać o tym, że część z tych osób być może pracuje w szarej strefie. Tak czy inaczej, jednym z kluczowych wyzwań dla polityki publicznej na najbliższe dekady będzie aktywizacja jak największej części tych potencjalnych pracowników. Wskaźnik aktywności zawodowej w Polsce na tle regionu nadal nie wygląda najlepiej. Wprawdzie przebiliśmy już pod tym względem średnią unijną, ale do takich krajów jak Czechy i Niemcy wciąż nam daleko.
Na razie nie widać, aby firmy były zniechęcone niedoborami pracowników, trudnościami z rekrutacją. Różnica między odsetkiem przedsiębiorstw, które planują w I kwartale zwiększyć zatrudnienie, a odsetkiem firm planujących zwolnienia, wyniosła (po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych) ponad 35 pkt proc. To również najwyższy poziom w historii badań NBP, która sięga 2001 r. Czy to oznacza, że firmy będą musiały coraz bardziej rywalizować o już pracujących ludzi, oferując im coraz wyższe płace?
Otoczenie makroekonomiczne sprzyja tezie, że w Polsce następuje wielka rotacja. Mamy podwyższoną inflację, która sprawia, że konsumenci szukają możliwości poprawy dochodów. Presja płac narasta, widać to zarówno w badaniach NBP, jak i naszych. To nie zawsze się przekłada na plany podwyżek. Z danych NBP wynika, że firmy, które już podnoszą płace, zwiększają skalę tych zmian, natomiast odsetek firm planujących podwyżki płac nie rośnie. Wygląda na to, że presja płac nie rozlewa się na całą gospodarkę, koncentruje się w niektórych sektorach. Pracownicy będą szukali możliwości podwyżek w obecnych miejscach pracy, ale jeśli to się nie uda, będą ich szukali u innych pracodawców. To będzie zjawisko sprzyjające rotacji na rynku pracy, która może być sporym wyzwaniem dla pracodawców.