Grecki kryzys nie powinien spowodować opóźnienia w rozszerzeniu strefy euro – powiedział w piątek na szczycie Unii Europejskiej w Brukseli premier Donald Tusk. Dodał, że obecność naszego kraju w unii walutowej to „wspólny interes”.
[srodtytul]Dokładnie nas sprawdzą[/srodtytul]
Analitycy zalecają jednak nie spieszyć się z optymizmem co do perspektyw szybkiego wejścia Polski do strefy euro.– Ci, którzy liczyli na ulgowe traktowanie, zapewne się zdziwią. Po doświadczeniach z Grecją wszystko będzie bardzo dokładnie sprawdzane – mówi Rafał Benecki, ekonomista ING Banku Śląskiego.Grecja znalazła się w strefie euro dzięki podawaniu nieprawdziwych danych na temat swoich finansów publicznych. Gdyby informowała o ich rzeczywistym stanie, nie byłaby w stanie spełnić tzw. kryteriów z Maastricht.
– Żeby się przekonać, jakie będzie nastawienie Unii do krajów aspirujących do strefy euro, wystarczy poczekać kilka miesięcy. W połowie roku będzie rozpatrywany wniosek o przyjęcie do unii walutowej Estonii – wskazał Bartosz Pawłowski, strateg w BNP Paribas w Londynie.Specjalista zaznaczył, że Estonia spełnia kryteria z Maastricht, ale jeśli okaże się, że pod jakimś pozorem nadbałtycka republika nie zostanie przyjęta do strefy euro, będzie to zły sygnał również dla nas.– Pierwszy sprawdzian będziemy mieli już za kilka dni. W przyszłym tygodniu Komisja Europejska będzie podawała swoje szacunki deficytów finansów publicznych krajów członkowskich UE – powiedział Pawłowski.
Wiadomo, że deficyt według metodologii unijnej będzie wyższy niż według zasad obowiązujących w naszej ustawie o finansach publicznych. Krajowa metodologia pozwala bowiem na wyłączanie z podawanej kwoty deficytu niektórych pozycji, np. wydatków na budowę autostrad finansowych za pośrednictwem Krajowego Funduszu Drogowego.