W piątkowe przedpołudnie inwestorzy płacili za euro już 4,14 euro. Ostatecznie jednak kurs naszej waluty ustabilizował się na poziomie 4,12 EUR/PLN.
Jedną z przyczyn wyprzedaży złotego były gorsze dane makroekonomiczne napływające z USA, a także zakwestionowanie przez Trybunał Konstytucyjny Rumunii reform fiskalnych. Inwestorów przestraszyły także sygnały wskazujące na możliwość obniżenia perspektyw ratingu dla Polski. Złotemu nie pomógł nawet napływ kapitału w związku z ofertą publiczną Tauronu.
Mimo to część analityków ankietowanych przez Bloomberga oczekuje, że polski pieniądz będzie się umacniać. Średnia prognoz na koniec września wskazuje na 3,96 zł za euro, na koniec roku jest to już 3,85 zł za euro. Najbardziej optymistyczne szacunki ma niemiecki Landesbank Baden-Württemberg (jego zdaniem za trzy miesiące euro będzie kosztować 3,6 zł).
Ostatnie raporty banków inwestycyjnych pokazują jednak większy sceptycyzm. Morgan Stanley oczekuje, że na koniec września kurs wyniesie 4,17 EUR/PLN, ING wskazuje 4,15 EUR/PLN, a Bank of Tokyo-Mitsubishi i BNP Paribas – 4,20 EUR/PLN. Ta ostatnia instytucja sugerowała, że negatywnie na kurs złotego może oddziaływać II tura wyborów prezydenckich i związana z nią niepewność co do wyniku głosowania. Według strategów BNP, źle na złotego może także wpłynąć zakup akcji BZ WBK przez PKO BP (płatność nastąpi prawdopodobnie w euro).
W nadchodzącym tygodniu spory wpływ na rynek będą miały efekty spotkania krajów G20 w Toronto, które ma pokazać podejście najbogatszych państw do problemu zadłużenia.