PMI dla polskiego przemysłu po dwóch miesiącach spadków, w październiku nieco wzrósł, do 47,3 pkt z 47 pkt. To wbrew oczekiwaniom analityków, którzy spodziewali się dalszych spadków wskaźnika. Nie zmienia to jednak faktu, że sektor przemysłowy już od siedmiu miesięcy jest poniżej granicy oddzielającej wzrost aktywności od spowolnienia.
Dno jeszcze przed nami
– Szczegóły badania PMI oraz najświeższe informacje ze strefy euro nie dają powodów do optymizmu w ocenie perspektyw polskiej gospodarki – mówi Piotr Bujak z Nordea Banku. Struktura wskaźnika pokazuje duży spadek zamówień eksportowych – jego tempo było najszybsze od maja. Producenci obniżyli poziom zatrudnienia w najszybszym tempie od trzech lat. Firmy ograniczyły również zapasy wyrobów gotowych, które zmalały w najszybszym tempie od maja.
Nadzieja na poprawę popytu z zagranicy jest na razie niewielka. – Wskaźniki wyprzedzające w kraju i za granicą wciąż nie rozstrzygają, czy obecnie trwające spowolnienie osiągnęło już dno – zaznacza Agata Urbańska, ekonomistka banku HSBC.
Przemysł może „zarażać"
Doniesienia z Europy nie są optymistyczne. Bujak wskazuje na wyniki badań aktywności kredytowej banków w eurolandzie. – Pomimo poprawy sytuacji płynnościowej, nie widać ożywienia akcji kredytowej – mówi ekonomista.
Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z PKPP Lewiatan ostrzega, że pogarszająca się sytuacja przemysłu może „zarazić" inne sektory gospodarki. – Jedno miejsce pracy utworzone w przemyśle generuje trzy razy więcej nowych etatów niż np. usługi. Ale jedno utracone miejsce pracy powoduje trzykrotnie większe zmniejszenie się zapotrzebowania na pracę w usługach – zauważa ekonomistka.