W tym roku, jak wynika z opublikowanych w poniedziałek prognoz dla wszystkich krajów UE, deficyt w Polsce wyniesie 2,9 proc., a w 2018 r. dokładnie 3 proc.
To jednak tylko pozornie dobra wiadomość. Rządowi uda się utrzymać stosunek deficytu do PKB w ryzach głównie dzięki wzrostowi tego ostatniego wskaźnika. KE przewiduje, że Polski PKB w tym roku powiększy się o 3,2 proc., a w przyszłym o 3,1 proc.
Jednocześnie tzw. strukturalny deficyt sektora finansów publicznych, tzn. nie uwzględniający wpływu cyklu koniunkturalnego oraz czynników jednorazowych, będzie się w ocenie KE systematycznie zwiększało: od 2,6 proc. PKB w ub.r., przez 3,1 proc. PKB w tym roku i 3,3 proc. w 2018 r.
Głównym motorem wzrostu polskiej gospodarki pozostaną w tym roku wydatki konsumpcyjne, które według prognostów KE zwiększą się o 3,9 proc., po zwyżce o 3,6 proc. w 2016 r. Konsumpcja ma przyspieszyć pomimo powrotu inflacji, która będzie obniżała realne tempo wzrostu płac, a także wolniejszego niż przed rokiem wzrostu zatrudnienia. Będzie to możliwe, bo gospodarstwa domowe, jak ocenia KE, ograniczą stopę oszczędzania z 3,1 do 2,3 proc. dochodów do dyspozycji.
Jednocześnie wzrost inwestycji będzie w tym roku niemrawy. Nakłady brutto na środki trwałe zwiększą się w tym roku w Polsce o 2,7 proc., po zniżce o 5,5 proc. w 2016 r. W 2018 r. inwestycje mają się zwiększyć o 5,3 proc. To byłby wynik ciągle gorszy, niż w latach 2014-2015, przed inwestycyjnym załamaniem.