Taki obraz sytuacji w polskim przemyśle maluje PMI, wskaźnik koniunktury bazujący na ankiecie wśród menedżerów logistyki przedsiębiorstw. W kwietniu, jak podała we wtorek firma IHS Markit, indeks spadł do 53,7 pkt z najwyższego od początku 2018 r. poziomu 54,3 pkt w marcu. Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie spodziewali się zwyżki PMI do 55 pkt.
Kwietniowy odczyt PMI nie jest jednak jednoznacznie rozczarowujący. Każdy wynik powyżej 50 pkt. oznacza teoretycznie, że w odczuciu ankietowanych menedżerów logistyki sytuacja w przemyśle przetwórczym poprawia się w ujęciu miesiąc do miesiąca. Dystans od tej granicy można interpretować jako miarę tempa tej poprawy. W tym świetle w kwietniu polski przemysł rozwijał się – nie licząc marca – najszybciej od niemal trzech lat. Produkcja rosła, tyle, że ograniczały ją problemy podażowe.
Szczegóły ankiety, na której bazuje PMI, sugerują, że największym problemem polskim producentów są obecnie opóźnienia w dostawach komponentów. W historii badań IHS Markit w Polsce, sięgającej 1998 r., opóźnienia te nigdy nie rosły szybciej niż dziś. W kwietniu około 44 proc. badanych firm zgłosiło, że czas oczekiwania na dostawy wydłużył się w stosunku do marca, gdy z kolei taką zmianę odnotowało 37 proc. firm.
Długi czas oczekiwania na materiały i komponenty oraz absencje pracowników związane z epidemią COVID-19 sprawiły, że zaległości produkcyjne polskich firm zwiększyły się najbardziej od co najmniej 2003 r. (wcześniej IHS Markit o to nie pytała). Aby sprostać popytowi, który zwiększył się po raz piąty z rzędu, przedsiębiorstwa przemysłowe upłynniały zapasy i zwiększały zatrudnienie. Wskaźnik zatrudnienia w sektorze wzrósł w kwietniu najbardziej od połowy 2018 r.