Ceny towarów i usług konsumpcyjnych wzrosły we wrześniu o 5,9 proc. rok do roku, nieco bardziej niż wstępnie szacował GUS. Już w tym miesiącu inflacja przebije 6 proc., a na początku 2022 r. może sięgnąć 7 proc. Średnio w przyszłym roku będzie prawdopodobnie nawet wyższa niż w tym i to niezależnie od tego, co zrobi Rada Polityki Pieniężnej.
Dwa tygodnie temu GUS wstępnie oszacował, że wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI), główna miara inflacji w Polsce, wzrósł o 5,8 proc. rok do roku, najbardziej od 2001 r., po zwyżce o 5,5 proc. w sierpniu. Już tamte dane były sporą niespodzianką, bo ekonomiści przeciętnie szacowali, że inflacja przyspieszyła tylko minimalnie, do 5,6 proc.
W porównaniu z poprzednim miesiącem CPI wzrósł aż o 0,7 proc. Z tak dużą zwyżką we wrześniu poprzednio mieliśmy do czynienia w 2007 r. Zwykle w tym okresie wskaźnik ten rośnie o 0,1 proc. Dane GUS są przy tym jednoznaczne: inflację napędzają przede wszystkim zjawiska o charakterze globalnym, głównie zaś wzrost cen surowców energetycznych i rolnych oraz zaburzenia w handlu międzynarodowym. Stąd ceny towarów konsumpcyjnych wzrosły we wrześniu o 5,6 proc. rok do roku, najbardziej od co najmniej 2015 r., po zwyżce o 5,1 proc. w sierpniu. Jeszcze na przełomie 2020 i 2021 r. inflacja towarowa wynosiła około 1 proc. Tymczasem ceny usług konsumpcyjnych wzrosły o 6,6 proc. rok do roku, tak jak w sierpniu i wyraźnie mniej niż jeszcze pod koniec ub.r.
To nie znaczy, że w Polsce nie ma też krajowej presji na wzrost cen, odzwierciedlającej silny popyt oraz dobrą koniunkturę na rynku pracy. Ekonomiści szacują, że tzw. inflacja bazowa, nieobejmująca cen energii i żywności, przyspieszyła we wrześniu do 4,2–4,3 proc. rok do roku, z 3,9 proc. w sierpniu. Przed wstępnym szacunkiem CPI ekonomiści sądzili, że inflacja bazowa nawet wyhamowała.