Drugim źródłem pozytywnej niespodzianki wydaje się inflacja bazowa, tj. z wyłączeniem cen żywności i energii (dzięki temu lepiej oddaje presję popytową w gospodarce, na którą polityka pieniężna NBP ma większy wpływ). Według szacunków ekonomistów (m.in. Pekao, PKO BP, ING Banku Śląskiego czy Banku Pocztowego), mogła ona spaść z 3,2 proc. w sierpniu i wrześniu, do 2,9–3 proc. w październiku. Inflacji bazowej na tak niskim poziomie nie widziano w Polsce od sześciu lat (ostatnio w listopadzie 2019 r.). Zdaniem ekonomistów PKO BP, do spadku mogły się przyczynić ceny leków refundowanych i usług transportowych. Oficjalne dane NBP o inflacji bazowej poznamy w połowie listopada.
Jednocześnie coraz mniejszy pozytywny wpływ na inflację mają ceny paliw. W październiku w ogóle podrożały one względem września (o 1 proc.), a spadek rok do roku o 1,8 proc. jest najmniejszy od lutego. Rosną też koszty ciepła systemowego, po odmrożeniu cen w drugiej połowie roku. Pierwsze oznaki podwyżek w tej drugiej kategorii było widać już w danych inflacyjnych za wrzesień, ale pełny efekt widzimy teraz, być może jeszcze w statystykach za listopad i grudzień. Zdaniem ekonomistów mBanku, w górę w październiku mogły też pójść ceny opału.
Co dalej z inflacją?
Wskaźnik inflacji pozostaje w okolicach 3 proc. r/r od lipca, acz lekko opada (3,1 proc. w lipcu, 2,9 proc. w sierpniu i wrześniu). Jest więc w przedziale odchyleń wokół celu inflacyjnego NBP (2,5 proc. +/- 1 pkt. proc.). Zgodnie z obecnymi średnimi prognozami, inflacja w Polsce jest ustabilizowana i powinna utrzymywać się blisko celu 2,5 proc. w kolejnych miesiącach i kwartałach. Oczywiście jednak projekcje obarczone są niepewnościami związanymi nie tylko z czynnikami zewnętrznymi (np. globalne ceny ropy i paliw, ceny żywności na rynkach światowych), ale i wewnętrznymi. Teoretycznie presję cenową wzmagać może m.in. luźna polityka fiskalna rządu (acz ta wynika w sporej mierze z wydatków na zbrojenia, co nie podnosi popytu konsumpcyjnego), solidny wzrost gospodarczy czy dynamika wynagrodzeń (choć ta opada, a w 2026 r. czekają nas też już tylko trzyprocentowe podwyżki płacy minimalnej i wynagrodzeń w sferze budżetowej).
Czynnikiem niepewności są również ceny energii elektrycznej dla gospodarstw domowych od początku 2026 r., gdy wygasną obecne działania osłonowe (cena maksymalna 500 zł/MWh). Obecna cena taryfowa to niespełna 573 zł/MWh i – jak wynika z szacunków NBP – gdyby tyle wynosiła w 2026 r., to podnosiłoby to wskaźnik inflacji o 0,3-0,4 punktu procentowego. Bardzo możliwe jednak, że do tego czasu Urząd Regulacji Energetyki zdecyduje, że ceny taryfowe spadną w okolice dziś zamrożonych 500 zł/MWh, co oznaczałoby brak podwyżki tego komponentu na rachunkach za prąd. Średnia cena kontraktów na przyszły rok na Towarowej Giełdzie Energii od miesięcy utrzymuje się na poziomie nieco ponad 400 zł/MWh (w październiku średnio około 435 zł/MWh). Nawet po doliczeniu dodatkowych kosztów po stronie sprzedawców energii powinno dawać to około 500 zł/MWh w taryfach.