- Czwartkową sesję WIG20 rozpoczął od wzrostu o 0,3% wychodząc minimalnie ponad poziom 1.700 pkt. Pierwsza godzina handlu przyniosła pewne niezdecydowanie co do kierunku, który rynek ma obrać. Ostatecznie (tak jak w dwóch poprzednich dniach) przeważyła strona popytowa, wyprowadzając notowania w okolice 1.710-20 pkt - poinformował analityk Beskidzkiego Domu Maklerskiego Krzysztof Pado.
Jednak według niego, w tym miejscu handel "utknął" na kilka dobrych godzin.
Pado dodał, że nieco gorzej wyglądała początkowo sytuacja na głównych rynkach Europy Zachodniej, które rozpoczęły dzień na czerwono. Z czasem notowania ruszyły jednak także w górę.
Analityk uważa, że stonowanie nastrojów nastąpiło po nieco gorszych od oczekiwań danych na temat liczby nowych bezrobotnych w USA, jednak podaż nie potrafiła przechylić szali na swoją stronę.
- Marazm na warszawskim rynku został przerwany dopiero, gdy handel akcjami ruszył na Wall Street. Najpierw do ataku poderwały siębyki ustanawiając dzienne maksimum na poziomie 1.736,0 pkt. Ostatnie słowo należało jednak do podaży, która zepchnęła notowania (po słabszych od prognoz danych z wtórnego rynku nieruchomości w USA) - podsumował.