Jeśli uwzględnić 6-miesięczne zmiany WIG20, to z porównywalnymi zwyżkami do tegorocznego wzrostu indeksu (+73,2 proc. od lutego) mieliśmy do czynienia w historii tego indeksu jedynie trzy razy. Zdarzyło się to na początku września 2003 r. (6-miesięczna zmiana w wysokości +57,3 proc. zanotowana została 2 września), w marcu 2000 r. (+77,8 proc. 28 marca) i wiosną 1996 r., kiedy to 6-miesięczna zmiana sięgnęła aż 106,9 proc. 26 czerwca.
W pierwszym przypadku - tym z 2003 roku - taki silny wzrost cen akcji skończył się 2,5-miesięczną korektą o 17,1 proc. W drugim - tym z 2000 roku - 1,5-roczną bessą. I wreszcie podobna sytuacja z 1996 roku poprzedziła jedynie wejście rynku w trend boczny/wzrost o mniejszej dynamice: jeszcze pod koniec października 1996 roku można było odkupić akcje na poziomach osiągniętych pół roku wcześniej. Jak widać, ryzyko związane ze sprzedawaniem akcji na obecnych poziomach nie jest zbyt duże.
Na podstawie analogii z podobnymi falami wzrostowymi cen akcji na GPW towarzyszącymi w przeszłości początkowym falom ożywienia gospodarczego można ocenić, że po pierwszej zwyżce trwającej sześć-dziewięć miesięcy (marzec-wrzesień 1995, październik 1998-lipiec 1999 i październik 2001 - czerwiec 2002) nachodziła zawsze korekta o 21-25,4 proc. Taka pierwsza prawdziwa korekta cyklicznego impulsu wzrostowego sprowadzała WIG20 do 6-, 8- lub 9-miesięcznego minimum. W obecnych realiach oznaczałoby to spadek poniżej minimum z 10 lipca, czyli 1790 pkt.
To dosyć pesymistyczna wizja, ale nie wydaje się, by rynek był gotowy do takich spadków już teraz. Do takiego wniosku prowadzi analiza danych o liczbie Amerykanów pozostających na zasiłku dla bezrobotnych. Jak wynika z wczorajszego odczytu, roczna dynamika "continued jobless claims" (która jest skorelowana z tempem wzrostu PKB w USA) znów spadła, co potwierdza kontynuację wychodzenia z zapaści. Jeśli spojrzeć na wykres tych danych w długim okresie, to widać, że jedynym rokiem, do którego można porównywać obecną sytuację, jest rok 1975. Tylko wtedy skok liczby bezrobotnych, któremu towarzyszyło załamanie się cen akcji, był równie gwałtowny co w 2008 r. (podobnie jak późniejsze odreagowanie). Ta analogia odnosi się też do rynku akcji.
Od marca obecna zwyżka cen akcji jest kopią tej rozpoczętej w grudniu 1974 roku, w apogeum ówczesnego kryzysu. Jeśli ta analogia jest poprawna, to S&P 500 osiągnie maksimum (w pobliżu poziomu 1100), a następnie wejdzie w ok. 14-proc. korektę dopiero za ok. 30 sesji. W takim scenariuszu najważniejsza faza korekty rozegrałaby się w drugiej połowie października i w listopadzie.