Zamiast wakacyjnego marazmu doświadczyliśmy zatem solidnych zwyżek. To pozytywna odmiana po słabym maju i czerwcu.Także wczorajsza sesja na warszawskiej GPW miała "byczy" przebieg.
Notowania rosły od samego początku. WIG zyskał 2,2 proc., a WIG20 2,7 proc. Z blue chips najbardziej drożały PKN, PKO BP i TVN, czyli spółki o wysokich wskaźnikach beta (obrazujących poziom ryzyka na tle całego rynku). Ze średnich i mniejszych spółek na uwagę zasługiwał Boryszew, który podrożał o okrągłe 10 proc.
Oczywiście wszyscy inwestorzy zadają sobie pytanie, czy wzrosty w ostatnich tygodniach są jedynie chwilowym zrywem (wszak poprzednie, kwietniowe szczyty nie zostały jeszcze pobite, z wyjątkiem rynku tureckiego), czy jednak może początkiem dłuższej fali wzrostów (już trzeciej) od dna bessy z lutego 2009 r.?
Opinie są podzielone, chociaż zapewne grono optymistów systematycznie się powiększa. Jednoznacznej odpowiedzi nie dają jednak takie wskaźniki, jak udział akcji w portfelach inwestorów. Przykładowo z jednej strony OFE mają bardzo duże zaangażowanie (na poziomie 34 proc.), z drugiej - banki detaliczne nie ruszyły jeszcze na dobre ze sprzedażą jednostek funduszy inwestycyjnych (czytaj: inwestorzy indywidualni ciągle nie mają dużej ekspozycji na rynek akcji).
Co oznaczałaby kontynuacja wzrostów? Mógłby to być sygnał, że większej zadyszki w globalnej gospodarce w drugiej połowie roku nie będzie, a w przyszłym czeka nas powrót do koniunktury sprzed kryzysu. Optymiści wskazują, że przy tak niskim poziomie stóp procentowych po prostu jesteśmy skazani na wzrosty i to pomimo problemów finansowych niektórych państw.