WIG otworzył się pod kreską i chociaż później pojawiła się próba odrobienia strat, to zakończyła się ona kilkugodzinnym nużącym zastojem notowań. Pod koniec sesji podaż uderzyła ponownie. WIG stracił ostatecznie 0,85 proc. (bardziej chwiejny WIG20 zanurkował o 1,15 proc.) To największa przecena od miesiąca.
Widać było wyraźnie, że bezpośrednim impulsem do przyśpieszenia wyprzedaży akcji była reakcja światowych rynków na opublikowany o godzinie 16 odczyt indeksu zaufania amerykańskich konsumentów Conference Board. Wartość indeksu okazała się zdecydowanie gorsza, niż oczekiwano (48,5 zamiast średniej prognoz ekonomistów na poziomie 52,5 pkt). Nerwowa reakcja nie dziwi o tyle, że tradycyjnie wskaźnik Conference Board jest jednym z ulubionych przez krótkoterminowych graczy.
Co prawda chwiejne odczyty tego wskaźnika (trudno dopatrzyć się na jego wykresie jakiejś wyraźnej tendencji) można by w innych okolicznościach potraktować z przymrużeniem oka, ale w parze z nim szły wczoraj inne dane makro. Wcześniej (o 15) poznaliśmy odczyt mniej popularnego wśród inwestorów (ale za to poruszającego się w wyjątkowo stabilnych trendach) indeksu S&P/Case-Shiller obrazującego zmiany cen domów w 20 największych metropoliach USA.
Także tutaj widać charakterystyczną dla wielu innych wskaźników makro (np. produkcji przemysłowej) utratę impetu w ujęciu rok do roku. Roczny wzrost cen domów zwolnił do 3,2 proc. z 4,2 proc. w sierpniu i 4,6 proc. w lipcu. Biorąc pod uwagę, że wcześniej, od wiosny, dynamika nieprzerwanie rosła (startowała z głęboko ujemnego poziomu), to można mówić o groźbie zakończenia pozytywnej tendencji. Jak już nieraz pisałem, tego typu sygnały korespondują z utratą impetu przez roczną dynamikę indeksów giełdowych.
Mimo tych wszystkich niekorzystnych czynników trzeba jednak przyznać, że wczorajsza przecena nie zmieniła sytuacji technicznej w perspektywie dłuższej niż parę dni. WIG oddalił się co prawda od szczytu hossy (który w cenach zamknięcia został ustanowiony w piątek, a w trakcie dnia - w poniedziałek), ale po pierwsze skala spadku nie jest jeszcze istotna na tle dotychczasowej fali wzrostowej. Notowania ciągle są blisko rekordu hossy.