Zamiast kilkunastoprocentowych zwyżek mieliśmy podobnej skali, ale spadki. Zamiast powrotu na ścieżkę stabilnego wzrostu globalnej gospodarki, obawy przed kolejnym rokiem. A wszystko to za sprawą zmiany nastrojów inwestorów, którą spowodowały lęki o przyszłość strefy euro.
WIG stracił w ubiegłym roku 20,8 proc. Podobnej skali spadki zanotowały inne europejskie indeksy – przykładowo niemiecki DAX spadł o 14,7 proc. Inne kluczowe dla nas rynki, jak Turcja czy Rosja, pospadały również o – odpowiednio – 22,3 proc. (ISE 100) i 22,0 proc. (RTS). Jedynie amerykański rynek akcji trzymał się nadspodziewanie mocno. S&P500 utrzymał poziom z końca 2010 r., a Dow Jones wzrósł nawet
o 5,5 proc. Na rynku surowców koniunktura pogorszyła się, chociaż w skali całego roku cena ropy wzrosła o 8 proc., a złota o 10 proc. Na europejskim rynku obligacji skarbowych mieliśmy do czynienia z załamaniem.
W nowy rok wchodzimy z dużymi obawami, co nas czeka. Rozpad strefy euro? Armagedon – jak wieszczą niektórzy znani ekonomiści? Druga odsłona kryzysu, który zaczął się w 2008 r.? Czy też zwykły kryzys, taki, jakich było wiele na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci? My nie jesteśmy zwolennikami scenariusza katastroficznego. Wierzymy, że europejscy politycy zachowają się racjonalnie i w końcu podejmą działania antykryzysowe. Mamy nadzieję, że nie skończy się wielką europejską kłótnią, oskarżaniem się, szukaniem winnych i w końcu rozpadem. Takiego scenariusza nikt by sobie nie życzył. No może z wyjątkiem kilku funduszy hedgingowych i niektórych polityków.
Pierwsza sesja daje trochę optymizmu. Giełdowe indeksy wyraźnie wczoraj zyskiwały na wartości, chociaż tylko część rynków była czynna i zwyżkom nie towarzyszyły duże obroty. Na GPW prym wiodły akcje KGHM (po informacji o korzystniejszym projekcie opodatkowania), a wśród mniejszych spółek Trakcji (której kurs się załamał wcześniej po wypowiedzeniu przez banki umów kredytowych spółce córce).