Notowania zaczęły się fatalnie. WIG20 w najgorszym momencie sesji znalazł się tuż poniżej 2700 pkt, a zniżka sięgała 1,6 proc. Na GPW słychać było jeszcze echa poniedziałkowej przeceny na Wall Street i porannej wyprzedaży w Azji, słabo wystartowały też giełdy w Europie Zachodniej. Na światowych rynkach umacniał się postrzegany jako bezpieczna przystań szwajcarski frank. Inwestorów przestraszyła przede wszystkim wizja rozlania się kryzysu zadłużenia na gospodarkę znacznie ważniejszą dla strefy euro niż Grecja – włoską.
Na szczęście jednak dla posiadaczy akcji, im bliżej było do końca sesji, tym nastroje zaczynały się stopniowo poprawiać. W takim obrocie spraw pomogły plotki o interwencji ze strony Europejskiego Banku Centralnego, który rzekomo zaczął skupować włoskie i hiszpańskie obligacje w celu powstrzymania wzrostu ich rentowności.
Faktycznie rentowność włoskich obligacji po początkowym skoku do pułapu 6 proc., stopniowo obniżyła się poniżej 5,6 proc. W ślad za nią straty zaczął odrabiać złoty oraz indeksy akcji. WIG20 tuż po godz. 16:00 znalazł się nad kreską, co rano mogło wydawać się nierealne.
Niestety poprawa nastrojów w trakcie dnia nie zdołała odwrócić wszystkich negatywnych dla inwestorów zjawisk. Gromadzący głównie małe spółki (a właśnie takie firmy pod względem liczebności królują na GPW) indeks sWIG80 po godz. 17:00 wciąż był 1,5 proc. na minusie, w okolicy dołka z listopada ub.r. Jeśli wsparcie to na dobre pęknie, indeks znajdzie się najniżej od blisko roku. Do czegoś takiego jeszcze dotąd nie doszło w trakcie hossy rozpoczętej w lutym 2009 r. Mimo odrobienia części strat, złoty kończył dzień na poziomach najniższych względem euro od ponad trzech miesięcy. Nowe maksima względem naszej waluty zanotował frank.