To nawet chwilowo podniosło ceny ropy i kontraktów na indeksy amerykańskich akcji. Szybko jednak ten ruch został zniwelowany.
Ogólnie o wczorajszej sesji nic szczególnego powiedzieć nie można. Mieliśmy do czynienia z kontynuacją wyskoku z ostatniego piątku. Kontynuacją, która była wkalkulowana, gdyż sama w sobie niewiele zmieniała w ocenie rynku. Już w piątek doszło bowiem do zmiany nastawienia na neutralne. Takie nastawienie każe spojrzeć na rynek zarówno w kontekście możliwości przyjęcia nastawienia pozytywnego, jak i nastawienia negatywnego. To pierwsze wydaje się w tej chwili bardziej prawdopodobne, ale pod warunkiem, że ceny za wysoko nie zajdą. Właśnie osiągnięta wczoraj okolica nie powinna być już znacząco poprawiona. Dopuszczalny jest jeszcze atak na poziom szczytu z 5 lipca, ale nie powinien być on skuteczny. Takie założenia dotyczą scenariusza wykonania przez rynek znaczącego wzrostu, ale zanim miałby się on pojawić, rynek powinien wykonać ruch spadkowy. Sprawa ewentualnego osłabienia powinna się rozstrzygnąć najprawdopodobniej do końca tygodnia. Gdyby ceny faktycznie po jakiejś nieudanej akcji popytu miały słabnąć, to można oczekiwać, że osiągną one okolice przynajmniej czwartkowego minimum. Wtedy można byłoby szukać formacji dołkowej z myślą o zmianie nastawienia na pozytywne i uczestniczeniu w większej fali wzrostu cen. Alternatywą jest dynamiczna kontynuacja aktualnej zwyżki, czyli ruchu bez uprzedniego cofnięcia. Taka sytuacja skłaniałaby do oczekiwania na możliwość zmiany nastawienia na negatywne na wyższych poziomach cenowych. Ten scenariusz wydaje się mniej prawdopodobny, choćby z braku większej korekty w ostatnim czasie. Ruch czwartkowy był dynamiczny, ale krótki. Raczej nie wypełnia on definicji większej korekty. Warto o nim jednak pamiętać, bo przywiązywanie się do jednej wersji może być zgubne.