Otóż, tak jak można się było spodziewać, rynki początkowo zareagowały optymistycznie, ale bardzo szybko przyszło otrzeźwienie. Inwestorzy zrozumieli bowiem, że przyczyny przedłużającej się stymulacji monetarnej nie są dla nich korzystne, gdyż wiążą się z wciąż słabą koniunkturą gospodarczą, która z kolei specjalnym wsparciem dla wyników spółek nie będzie. Ponadto do ograniczenia skupu i tak dojdzie, tyle że później i zapewne przy większej rynkowej niepewności. Zaskakująca decyzja FOMC stoi bowiem w kontraście do wcześniejszych posiedzeń, których wynik był zgodny z rynkowym konsensusem. Teraz misternie budowana polityka zarządzania oczekiwaniami Wall Street runęła niczym domek z kart i wyniki przyszłych posiedzeń władz monetarnych będą o wiele większą niewiadomą niż dotychczas. Krótkoterminowo odchodzący Ben Bernanke pomógł więc parkietom, ale w dłuższym okresie takie posunięcie może okazać się szkodliwe.
Zresztą to niejedyna zagwozdka trapiąca umysły inwestorów. Szybko zbliżamy się bowiem do 1 października, kiedy w USA rozpoczyna się nowy rok fiskalny, a odpowiadający mu budżet wciąż nie został uchwalony. Wchodzimy więc po raz kolejny do tej samej rzeki oznaczającej trudne negocjacje kongresmenów i jeśli nie dojdą oni do porozumienia, grozi to zamknięciem części administracji publicznej. Ponadto w połowie października osiągnięty będzie limit zadłużenia i związana z tym potrzeba jego podniesienia rodzi kolejne wyzwania.
Powoli więc uwaga rynku przesuwa się na wzburzone wody amerykańskiej polityki, ale nie tylko. Otóż w weekend odbyły się wybory w Niemczech i po pewnym czasie, gdy znany już będzie skład nowej koalicji, wrócić powinien temat kryzysu zadłużenia południa Europy. Ostatnio ten temat zupełnie zniknął z inwestycyjnych radarów. Jednak nie oznacza to, że zapomnieć możemy o powrocie pewnych niepokojów w tej kwestii.
Zresztą osobiście aktualną sytuację przyrównałbym do okresu sprzed dokładnie roku. Otóż 13 września 2012 r. uruchomiona została trzecia runda ilościowego luzowania i rynkowa reakcja na to wydarzenie była podobna do obecnej, kiedy QE3 nie zostało ograniczone. GPW wyrysowała lukę hossy, ale sił na dalszy wzrost brakowało. Wówczas z poprawieniem maksimów trzeba było czekać aż do początku grudnia, a apetyty byków – podobnie jak teraz – wstrzymywali amerykańscy politycy.