Nowy rekord w połączeniu ze spadkiem prognozowanych zysków to automatycznie jeszcze wyższy wskaźnik cena/zysk (P/E) – właśnie przekroczył próg 17, co również jest nowym rekordem w trakcie trwającej hossy. To poziom wycen najwyższy od 11 lat.

Pytanie jednak, czy jest to wystarczający powód, by snuć wizje rychłej bessy. Naszym zdaniem nie. Choćby dlatego, że P/E bywał jeszcze dużo wyżej (25 pod koniec hossy internetowej w 1999 r.).

Prawidłowy sposób interpretacji P/E to spojrzenie przez pryzmat oczekiwanych stóp zwrotu w wieloletnim horyzoncie inwestycyjnym. Z naszych analiz wynika, że poziom P/E pozwalał nieźle prognozować stopy zwrotu w horyzoncie 10-letnim. Po podstawieniu obecnej wartości P/E (17) model daje następujący wynik: S&P 500 da zarobić jakieś 6,7 proc. średniorocznie (przy uwzględnieniu dywidend) przez następne 10 lat. Wynik mało imponujący (szczególnie po potrąceniu podatków i oczekiwanej inflacji), ale ciągle i tak dużo lepszy od obecnej rentowności obligacji 10-letnich na głównych rynkach, która została zepchnięta do nieatrakcyjnych poziomów przez widmo globalnej deflacji i działania banków centralnych. Reasumując, akcje w USA robią się coraz droższe, ale oczekiwane stopy zwrotu i tak przewyższają rentowność bezpiecznych aktywów.